Włoski teoretyk był przekonany, iż I wojna światowa okazała się tak krwawa, ponieważ walczące strony nie zauważyły faktu przewagi obrony nad atakiem, którą zapewniały karabiny maszynowe. Zwycięstwo zapewnić mogły jednak tylko działania ofensywne, co powodowało ogromne straty obu stron. Żadnej z nich nie udało się uzyskać wystarczająco dużej przewagi, by zadać decydujący cios, doszło jego zdaniem do obustronnego, powolnego wykrwawiania się przeciwników. Przyszłość miała rysować się jednak zupełnie inaczej, oczywiście za sprawą broni lotniczej. Douhet pisał: samolot, dzięki swojej niezależności od powierzchni ziemi oraz prędkości ruchu (…) jest przede wszystkim bronią zaczepną. Największą zaletą działań zaczepnych jest posiadanie inicjatywy operacyjnej, której wyrazem jest możność wyboru dowolnego punktu uderzenia i skupienia przed tym punktem zasadniczej masy sił ((Ibidem, s. 29.)). Jednocześnie przeciwnik nie znający zamiarów atakującego, będzie musiał podzielić swe siły, by równomiernie bronić zagrożonych obszarów. Znacząco utrudnia to defensywę, gdyż samoloty mogą sięgnąć dowolnego celu, leżącego w zasięgu ich lotu. Dodatkowo, mogą nadlecieć z różnych kierunków i zgrupować się dopiero nad celem. Włoch doszedł do kontrowersyjnego, jego zdaniem, wniosku, iż do obrony przed nalotem potrzebne są siły większe niż do samego nalotu ((Ibidem, s. 30.)). Na tej podstawie sformułował tezę o nieprzydatności samolotów do zadań defensywnych. Jego zdaniem, stosowane w czasie Wielkiej Wojny środki przeciwlotnicze w postaci artylerii i myśliwców były zupełnie nieskuteczne, czego dowodem miało być zniszczenie Treviso przez wrogie bombowce czy zmuszenie włoskiej Kwatery Głównej do opuszczenia zagrożonej nalotami Padwy. Autor uważał, iż zaangażowane w obronę przeciwlotniczą środki można było lepiej wykorzystać: dla uniemożliwienia nieprzyjacielowi dokonania na nas napaści za pomocą sił powietrznych istnieje tylko jeden skuteczny sposób – zniszczenie tych sił ((Ibidem, s. 32.)). Odwoływał się do strategii użycia marynarki wojennej – dla zabezpieczenia własnego wybrzeża powinno się zdobyć panowanie na morzu, a nie rozpraszać swe siły wzdłuż brzegu. Dlatego też, jego zdaniem, dla zabezpieczenia terytorium kraju przed nalotami lotniczymi konieczne jest osiągnięcie panowania w powietrzu ((Ibidem, s. 24-32.)).
Zanim włoski generał dokładnie omówił tą rewolucyjną koncepcję, przeszedł najpierw do przeanalizowania możliwości lotnictwa bombowego. Jego zdaniem cele do bombardowania powinny być znacznego rozmiaru, gdyż lotnictwo nie posiadało możliwości punktowego uderzenia. Podkreślał, iż dany obiekt powinien zostać zniszczony podczas tylko jednego nalotu, by nie narażać samolotów powtórnie na niebezpieczeństwo dotarcia do niego. Oprócz samego zniszczenia danego celu nalot miał wywrzeć działanie o charakterze psychologicznym: wystarcza uzmysłowić sobie, co się będzie działo z ludnością dużych ośrodków po otrzymaniu wiadomości, że inne ośrodki (…) zostały całkowicie zniszczone, przy czym nikt nie zdołał się uratować ((Ibidem, s. 33.)). Dlatego też postulował bombardowanie fabryk oraz obszarów zabudowanych, zamieszkiwanych przez ludność cywilną. Włoch opracował też taktykę użycia środków bombardujących: najpierw powinno się stosować bomby burzące, wstępnie niszczące budynki, następnie zrzucone powinny zostać materiały zapalające, a na koniec bomby chemiczne, utrudniające gaszenie pożarów. Douhet oszacował też, jak liczna powinna być tzw. podstawowa jednostka bombowa. Miała się składać z 10 bombowców przenoszących po 2 tony bomb, co pozwalałoby im zniszczyć cele na powierzchni koła o średnicy 500 metrów. Jednostka taka miała dokonywać nalotu na wysokości około 3000 metrów. W przypadku ataku na bardziej rozległe cele generał zalecał po prostu zwiększenie liczby bombowców: cel o średnicy 1000 metrów atakować miały 4 eskadry, o średnicy 1500 metrów zaś 9 eskadr. Kontynuując swe obliczenia, stwierdzał, że 1000 samolotów będzie w stanie zniszczyć dziennie do 50 ośrodków miejskich, leżących w zasięgu ich lotu. Siły takie umożliwiłyby całkowite zniszczenie linii komunikacyjnych, magazynów, ośrodków przemysłowych i portów przeciwnika. Jego zdaniem stawiało to pod znakiem zapytania sensowność utrzymywania potężnych sił lądowych i morskich, które mogły zostać łatwo wyłączone z walki dzięki takim nalotom. Włoch retorycznie pytał: w jaki sposób w obliczu nieustannej groźby, mógłby kraj obezwładniony straszliwym koszmarem nieuniknionej i powszechnej zagłady żyć i pracować? ((Ibidem, s. 36.)) Sądził on, że niewielkie nawet uszkodzenie fabryki spowoduje, iż robotnicy opuszczą w popłochu swe stanowiska pracy, inaczej niż żołnierze, wciąż walczący na froncie, mimo ponoszonych strat ((Ibidem, s. 32-36.)).