Niedawno w mediach różnej proweniencji zamieszczono kolejne informacje o chęci porównania samolotów A-10 i F-35. Za pomysłem tym stać ma Kongres.
Na pierwszy rzut oka takie porównania ma sens. F-35 ma zastąpić ponad 40 letnie A-10 w misjach bliskiego wsparcia i atakowania celów naziemnych. Życie Guźca było wielokrotnie przedłużane, a wszystko to za sprawą jego niezwykłych możliwości i obecnie znów znajdujemy się na etapie rozważań wycofania tych samolotów.
Naturalnym jest porównanie dwóch samolotów jeśli jeden zastępuje drugi, ale czy można w ogóle porównywać tak różne konstrukcje? To jak porównywanie jabłek do pomarańczy jak mają w zwyczaju mawiać za wielką wodą. Niby okrągłe, niby można zjeść, niby skórki mają i słodkie są, ale co ma piernik do wiatraka?
Zostawmy może owoce na boku i wróćmy do lotnictwa. Czy F-35 jest w stanie wykonać zadania bliskiego wsparcia? Czy może wykonać pooooowooolne, niskie, podejście do celu, otrzymać niezłe bęcki i za chwilę wrócić by poprawić gagatkowi, który poważył się podnieść rękę na Guźca? Czy wszystkie wyrafinowane systemy zamontowane na F-35 są w stanie przyjąć bez szwanku ostrzał choćby z broni małokalibrowej? Co się stanie gdy któryś z tych systemów odmówi posłuszeństwa? Czy Kongres o takich badaniach pomyślałem?
Mniej znaczy więcej.
A-10 został zbudowany do wykonania jednego zadania i wykonania go dobrze. Na wielkich i pięknych nizinach czołgowych miał robić porządek. Pilot (tu wywiad z jednym ze szczęśliwców latających na A-10) tego samolotu siedzi na czymś, czego nie da się zastąpić – działko A-10 to jednorożec więc wszyscy obrońcy środowiska powinni podnieść larum! Wszak niebawem dojdzie do uśmiercenia gatunku na wymarciu. 30 mm pociski wysyłane w kierunku przeciwnika z długolufowego działa (wstyd powiedzieć o tej broni działko) robią różnicę. Poza działem jest też cały szereg innych środków bojowych, którymi może razić przeciwnika.
F-35 jest jak szwajcarski scyzoryk. Można nim co prawda ściąć drzewo, ale po co skoro można użyć topora, bojowego topora, jakim jest A-10?
Rząd USA raz już popełnił błąd i zamknął linię F-22. Teraz wiemy, że był to błąd. Czy odesłanie A-10 na emeryturę będzie podobnym błędem? Czas pokaże.
F-35 nigdy nie będzie tak dobry jak A-10 we wsparciu pola walki, podczas wykonywania misji z niskiego pułapu i pod ogniem przeciwnika, ale… A-10 nigdy nie zbliży się do cudów jakie (miejmy nadzieję dla USA, niebawem) będzie umiał F-35. Może więc połączyć obie maszyny? Może niech F-35 zapewnia osłonę, omiata przestrzeń, wyszukuje cele, klasyfikuje je według ważności, podświetla, a A-10 niech zada coup de grâce i jak to mówią po zawodach.
Samolot taki jak F-35, który ma być myśliwcem, „bombowcem” precyzyjnym, samolotem wsparcia nie może być bardzo dobry w każdym aspekcie. Takie stwory w przyrodzie nie występują, ale nie oznacza to, że dzięki jego cacanym cudeńkom nie można by wspomóc dziadka A-10 i popchnąć go poza kolejne granice.
Sytuacja geopolityczna zmienia się jak w kalejdoskopie. Pewien ppłk, niegdysiejszy mój szef, mocodawca i Pan i władca na krańcach komendy, zwykł mawiać „przyszło nam żyć w ciekawych czasach”. Wtedy się na odprawach śmiałem z niego i chciałem by przestał ględzić – wszak robota czekała, a dziś boleśnie widzę na co dzień, że miał rację. Czy USA stać na pozbycie się takiego Asa jak A-10?
Krzysztof Kuska
Zdjęcie: U.S. Air Force / Senior Airman Greg L. Davis