300 Dywizjon Bombowy w czasie Bitwy o Wielką Brytanię – rys

Streszczenie Summary
Artykuł przedstawia czytelnikowi mniej znaną część słynnej Bitwy o Anglię jaką były brytyjskie działania bombowe prowadzone przeciwko portom w których zgromadzono flotę inwazyjna. Na tym etapie walk, po raz pierwszy od września 1939 roku, do akcji wrócili polscy lotnicy bombowi. Artykuł przybliża głównie działania bojowe prowadzone przez 300 dywizjon. Ponadto zawiera opis specyfiki lotów operacyjnych, używany wówczas sprzęt, relacje uczestników zmagań a także próbę oceny skuteczności prowadzonych działań. The article presents one of the less-popular aspects of the famous Battle of Britain, i.e. bombing raids conducted by the British forces that targeted ports housing the invasion fleet. During this stage of the fight, for the first time since September 1939, Polish bomber pilots were sent back into action. The author focuses his attention on the operations carried out by the 300th Squadron. He also explains the unique character of operational flights, describes the equipment used in such actions, presents the accounts of participants, and attempts to evaluate the effectiveness of the campaign.
Hasła indeksowe Key Words
300. Dywizjon Bombowy, bitwa o Anglię, 1940, Fairey Battle 300th Bomber Squadron, Battle of Britain, 1940, Fairey Battle

W  trakcie Bitwy o Wielką Brytanię Królewskie Siły Powietrzne toczyły walkę nie tylko w dzień.

Jeśli pogoda pozwalała, po zmierzchu Bomber Command wysyłało swoje załogi, aby niszczyły niemiecką flotę inwazyjną zgrupowaną we francuskich portach. Podczas tej kampanii wrócili do boju, pierwszy raz od czasu kampanii wrześniowej, polscy lotnicy bombowi, w tym załogi tworzące 300 Dywizjon Bombowy „Ziemi Mazowieckiej”.

Zadanie dla Bomber Command  

W najgorętszym okresie zmagań powietrznych nad Anglią, 12 września 1940 roku, obydwa polskie bliźniacze dywizjony bombowe: 300 „Ziemi Mazowieckiej” i 301 „Ziemi Pomorskiej” uzyskały gotowość operacyjną. Tego samego dnia otrzymały one rozkaz zbombardowania nieprzyjacielskiej żeglugi – barek i statków we francuskim porcie Boulogne.

Siły bombowe RAF już w lipcu 1940 r. rozpoczęły pierwsze ataki na tworzące się wówczas zalążki niemieckiej floty desantowej niezbędnej do przeprowadzenia inwazji na Wielką Brytanię. Pod koniec sierpnia zwiad brytyjski odkrył rosnącą koncentrację okrętów i barek w portach nad Kanałem La Manche. Bomber Command otrzymało wówczas zadanie systematycznego ich bombardowania. Nie były to trudne zadania; o ile, na tym etapie wojny, zlokalizowanie celu w głębi zaciemnionego kontynentu, nie mówiąc już o dobrym ulokowaniu bomb, było niełatwą rzeczą, o tyle porty były wdzięcznymi obiektami bombardowań. Działo się tak, ponieważ wyraźnie odcinały się na tle morza, nawet w bezksiężycowe noce. Porty Kanału stanowiły tak łatwy cel, że rutynowe ich bombardowanie zlecano załogom kończącym szkolenie bojowe – tzw. Studentom pierwszego roku ((A. Harris, Ofensywa bombowa, Warszawa 2000, s. 54)). Dalej Artur Harris, wówczas dowódca 5 Grupy Bomber Command, pisze: (…) przydzielano porty bazom bombowców, dywizjonom zaś poszczególne baseny w tych portach. Załogi studiowały sporządzane za dnia fotografie portów i łatwo mogły policzyć łodzie, które miały zniszczyć. Bazy a nawet dywizjony, miały „własne” doki i współzawodniczyły w niszczeniu stacjonujących tam jednostek ((Tamże)). Nawet, jeśli opis ten, szczególnie we fragmencie dotyczącym sukcesów, jest zbyt przesadzony ((Choć warto zaznaczyć, że Arthur Harris wspomina, że pisze ten fragment za książką jednego z najbardziej wybitnych pilotów bombowców RAF – Guy’a Gibsona, oficera, który w 1943 roku poprowadził 617 Sqn do słynnego „ataku na tamy”.)) to na pewno zgadza się w nim to, że dywizjony często latały nad jeden ”własny” port – tak było w przypadku trzysetnego, który w większości swych ataków na flotę inwazyjną pojawiał się nad Boulogne.

Bombardowania te oprócz strat w tonażu floty inwazyjnej (np. 15 września zatopiono w Antwerpii aż 4 parowce ((E. Kieser, Operacja „Lew Morski”, Warszawa 2000, s. 326))), powodowały również straty stacjonujących w portach żołnierzy niemieckich a także niszczenie zaopatrzenia wojennego, które w oczekiwaniu na szybkie (w momencie początku inwazji) załadowanie rozmieszczone było w samym porcie. Nocą cele te nie były bronione przez myśliwce, gdyż niemieckie nocne lotnictwo myśliwskie było jeszcze w powijakach. Podobnie wyglądała sprawa z radarem, który Niemcy już posiadali i potrafili wykorzystać, ale latem i jesienią 1940 roku sieć ostrzegania nie obejmowała portów nad Kanałem La Manche. Tak więc obrona portów inwazyjnych spoczywała na reflektorach, działach przeciwlotniczych i balonach zaporowych, których w żadnym wypadku nie należało lekceważyć – RAF dość często tracił nad tymi celami swoje bombowce.

Samolot Fairey Battle, na którym przyszło 300 Dywizjonowi wejść do akcji, był już wówczas konstrukcją przestarzałą – był powolny, słabo uzbrojony, miał mały udźwig bomb i nazywany był przez załogi „latającą trumną”, jednak do nocnych ataków ciągle się jeszcze nadawał. W tym czasie był w RAF wycofywany z użycia bojowego – nad cele latały na nim oprócz polskich jednostek, jeszcze tylko trzy brytyjskie dywizjony: 12, 103 i 142.

Pierwsza operacja dywizjonu

Rozkaz ataku na żeglugę nieprzyjacielską w Boulogne z dnia 12 września 1940 roku, który kazał do tej akcji wystawić 3 załogi 300 Dywizjonu, został z powodu złej pogody odwołany. Podobnie stało się następnego dnia. 14 września do tej misji zostały wyznaczone załogi: dowódca Eskadry B F/O Romuald Suliński, F/O Aleksander Bujalski, i Sgt Jan Bieżuński ((Kolejność podawania specjalności lotników na samolocie Fairey Battle: pilot, obserwator, strzelec-radiotelegrafista)) na Battle’u BH-T/L5317; F/O Jerzy Antonowicz, P/O Czesław Dej i Sgt Alfons Kowalski na BH-K/L5427 oraz P/O Tadeusz Jasiński, Sgt Bolesław Sobieszczuk i Władysław Łapot na BH-O/L5353. Tak te chwile wspomina F/O Aleksander Bujalski – obserwator, członek jednej z wytypowanych załóg: