Tak się jakoś złożyło, że w krótkim odstępie czasu napłynęły dwa komunikaty prasowe na temat powietrznych cystern i pierwsza rzecz jaka przyszły mi do głowy to czy My takowych maszyn potrzebujemy?
Tankowiec?
Czy dziś, ale i w ogóle, możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z tankowcem sensu stricto? Jeśli spojrzymy na nazwę samolotu Airbus – A330 MRTT – Multi Role Tanker Transport mamy: wielozadaniowy samolot tankowania i transportowy. Jeśli tak podejdziemy do tematu „tankowca” całość zaczyna nabierać nieco innych barw. Umówmy się – nad Polską nie potrzeba tankować, gdyż nasze myśliwce ledwo zdążą się dobrze rozpędzić, a już muszą hamować. W poprzednim tekście jasno pokazałem odległości z Krzesin w różne zakątki. Jest tego około 400 kilometrów w każdą stronę więc cóż to dla F-16 ze zbiornikami konforemnymi i dwoma dodatkowymi pod skrzydłami, a przecież w takiej konfiguracji najczęściej je widzimy. „Na gładko” nasze F-16 są trudno wykrywalne dla obiektywu. Nawet Tiger Demo Team lata z konforemnymi.
Jedyny sensowny argument dla terytorium Polski to możliwość utrzymania samolotów dłużej w powietrzu, ale nawet mnie on nie przekonuje…
Niezależność
Tutaj dochodzimy do innej niezwykle istotnej kwestii – elastyczności i NIEZALEŻNOŚCI w działaniu. Oczywiście teraz też mamy możliwość tankowania w powietrzu, ale to trzeba „stanąć w kolejce do stacji benzynowej”. Maszyna sojusznicza musi mieć wolne okno na tankowanie Polskich samolotów, a to znowu trzeba plan zrobić całego przedsięwzięcia, wnioski składać formalne, nieformalne, zapytania… słowem – biurokracja. Tej nie lubimy. Własna maszyna daje komfort robienia pewnych spraw po swojemu, a nie tak, jak procedury czyjeś, czy widzi-mi-się czyjeś, czy kolejka do nalewaka nakazuje – you name it. Oczywiście można stwierdzić, że procedury mamy takie same bo natowskie itd… Cóż z tego? Bardzo dobrze, że jesteśmy w NATO, powinniśmy tam być jak najdłużej, ale w ramach sojuszu musimy mieć niezależność i elastyczność w działaniu i co najważniejsze w razie W poradzić sobie samemu, a nie patrzeć na innych.
Czy stać nas na to?
Oczywiście, że nas NIE stać. W takim bajzlu jak mamy teraz (i nie piszę tu o obecnej ekipie na wieży kontroli lotów, ale o WSZYSTKICH ekipach rotacyjnie zasiadających za panelami) to nas niemal na nic nie stać, ale nie znaczy to, że nie da się tego zrobić…
Tylko musimy mieć świadomość, że nie mówimy o jednej maszynie tego typu. Potrzebne byłyby przynajmniej dwa, a najlepiej trzy, a to już musi słono kosztować, choć może Boeing lub Airbus daliby nam mały „rabacik” za zakup hurtowy… oczywiście jeśli znowu by ktoś… czegoś… nie sknocił koncertowo lub… i tu postawmy kropkę.
Wyobraźmy sobie tylko nasze nowe możliwości przerzutu wojska na potrzeby stabilizowania takich i owych krajów… Oczywiście powinniśmy zawsze wyrażać chęć pomocy w takowych misjach i przerzutach, ba nawet samemu oferować możliwości transportowe w ramach sił sojuszniczych, ale na twardo wchodzić na końcu, jak już będzie wiadomo co i jak bo wchodzenie na początku jakoś nam na zdrowie nigdy nie wychodzi… Ot taki mamy klimat, a że jest cykliczny niczym pory roku, to warto wreszcie wyciągnąć z tego wnioski.
Tak, wiem, mamy większe priorytet, ale akurat Airbus wypchnął dwie informacje na ten temat (drugim samolotem jest Casa dostosowana do tankowania) i temat sam się nasunął. Oczywiście, że najpilniejsza potrzeba to widzieć, by nawet mając pod ręką kamień, albo kij można było sensownie „przydzwonić” delikwentowi. Jak się nie widzi to można mieć Gatlinga i Stara 6×6 załadowanego amunicją i można co najwyżej „polewać” na lewo i prawo. Sięgając do Biblii – lepiej chyba dobrze widzieć głowę Goliata i celnie go jednym kamieniem położyć, niż walić na oślep. Tutaj zahaczamy trochę o poprzedni wpis i projekcję siły, ale to temat na inne rozważania… Wróćmy do letadeł mniej ofensywnych.
Ale który?
No tak. To odwieczne pytanie – wszak nie ma na rynku li tylko jednej maszyny, która sama z siebie rozwiązywałaby nasz czysto hipotetyczny problem zakupowy wykoncypowany po inspirujących komunikatach prasowych.
Jeśli się głębiej nad tym zastanowić to chyba nie ma to większej różnicy. Obie maszyny prowadziły „dość” (cudzysłów umyślny – temat tego przetargu to materiał nie na kolejny tekst, ale film dokumentalny) wyrównany bój o kontrakt dla armii USA, ale umówmy się – za sadzawką siedzą ludzie, którzy rozumieją, że wolny rynek wolnym rynkiem, sojusze, sojuszami, ale na okoliczność czasu W to sprzęt najlepiej robić u siebie, na swoich podzespołach, w swoich fabrykach itd. Jest to całkiem logiczne myślenie i sarkanie na USA, że zdecydowano się tak, a nie inaczej mija się z celem. Lepiej bowiem by to NASI ludzie pracowali w NASZYCH fabrykach niż…
Słowem – KC-46A, czy A330 MRTT wsio rawno, a zresztą jak zawsze będzie to decyzja polityczna czemu też niespecjalnie się dziwię – wszak taki zakup to 30 najbliższych lat polegania na danym kraju, a na jakiś trzeba postawić, a to z kolei wiąże się z całościowy sojuszem z tym czy owym w wymiarze geopolitycznym, a to już jest obecnie galimatias nie na moją głowę.
Jest jeszcze wspominana Casa – niestety ma giętki wąż i efów nam nie zatankuje ale…
W komunikacie prasowym czytamy:
Airbus Defence and Space pomyślnie zademonstrował samolot transportowy Airbus C295W w roli powietrznego tankowca. C295W, wyposażony w paletową jednostkę do tankowania w powietrzu oraz komputerowy system kontroli, kilkukrotnie połączył się ze standardowym samolotem C295 hiszpańskich Sił Powietrznych podczas próbnego lotu 29 września. Obie załogi informowały o bardzo gładkim przebiegu manewru przy różnych prędkościach, nawet tak niskich, jak 110 węzłów (200 km/h). System jest przeznaczony do tankowania samolotów turbośmigłowych, helikopterów, a w dalszej perspektywie również bezzałogowych statków powietrznych. Potencjalne zastosowania to operacje specjalne oraz zwiększanie zasięgu samolotów poszukiwawczo-ratowniczych.
A to zmienia postać rzeczy – nieprawdaż? Zwłaszcza te bezzałogowe – póki co pieśń przyszłości, ale niedalekiej… Wróćmy do teraźniejszości i wyobraźmy sobie scenariusz taki – mamy już nowe śmigłowce, oczywiście z opcją tankowania i choćby podczas akcji na Bałtyku można by je utrzymywać dłużej w powietrzu. To tylko jeden z pomysłów na szybko. Wojskowi na pewno by wymyślili ich znacznie więcej. Zresztą skoro to system paletowy nie kosztuje aż tak dużo… trochę się rozmarzyłem o potężnej Polskiej armii, która ma takich zakapiorów, z takim sprzętem, że zakapiory innych państw na samą myśl o wycieczce do nas krzyczą niczym pewien kapitan okrętu pirackiego „podajcie mi moją czerwoną koszulę i brązowe spodnie”.
Na koniec
Schodząc na ziemię – za mało danych by snuć dalsze wizje wersji mini, czyli systemu paletowego. Natomiast duże samoloty, którymi można przewieźć kilkuset żołnierzy, spory ładunek i tankować w powietrzu to zupełnie inna para kaloszy. Nawet jak nam znowu jakieś biuro upadnie to niech jeden lata tam i z powrotem. Idę o zakład, że taką awaryjną akcję dałoby się nawet wpleść w roczny plan szkoleniowy – ileż to piloci mieliby przygód – a to lądowanie na lotnisku cywilnym, a to lądowanie na nieznanym lotnisku, a to… i tak dalej.
Ale najpierw – OCZY!!! To jest priorytet wszystkiego.
No chyba, że źle koncypuję?
Krzysztof Kuska
Zdjęcia: Boeing oraz Airbus