Wokół JASSM (Joint Air-to-Surface Standoff Missile) mamy sporo zamieszania i pewnie będzie go jeszcze nieco więcej – wszak Polska przymierza się do zakupu JASSM-ER, czyli wersji o przedłużonym zasięgu (ER od Extended Range), a to z pewnością będzie znów spory wydatek i być może kolejna integracja.
A co one właściwie mogą?
Gdy pojawiły się informacje o zakupie JASSM sam zacząłem się zastanawiać do czego nam potrzebne te 40 sztuk. Producent w swej broszurze informacyjnej podaje, że zasięg pocisku wynosi „>200 nmi / >370.4 km”. Ile to jest to „więcej” nie wiemy. Przyjmijmy zatem, że jest to 370 kilometrów. Oczywiście można zakładać, że „>” wynika z wysokości z jakiej pocisk zostaje odpalony. Jeśli F-16 będzie znajdował się na 2000 metrów to zasięg JASSM siłą rzeczy musi być mniejszy niż przy ataku z 10000 metrów – wszak wyniesienie o 8000 metrów wyżej wymagało określonej energii, którą ma teraz również i pocisk i nie zawaha się jej wykorzystać ;) .
Zatem F-16 startujący z Krzesin może zaatakować Siedlce, Magdeburg, Kalningrad czy też Pilzno przy dobrych wiatrach jeśli przyjmiemy, że nosiciel wzniesie się tuż nad Poznaniem na wysokość z której odpali pocisk. Możemy też podlecieć pod samą granicę i wtedy go odpalić, ale…
Głowica bojowa to kilkaset kilogramów ładunku wybuchowego, przy pomocy którego można niszczyć m.in. cele umocnione. Zatem siła rażenia tej broni jest mocno ograniczona, a i cel musi się dać znaleźć (a jak wiemy Polska raczej nie ma wielopłaszczyznowych „oczu” dalekiego zasięgu, polegamy na sojusznikach…).
No to po co nam JASSM?
Zważywszy na powyższe uznawałem na początku, że w zasadzie nie ma większego sensu posiadania tej broni. Siła rażenia ograniczona, ilość sztuk ograniczona, koszty (uwzględniające integrację) ogromne. Później zacząłem rozważać inną opcję, a mianowicie słynną już parafrazę „ile mamy dywizji”. No właśnie. Czym możemy zaatakować potencjalnego przeciwnika na jego terenie? Jeśli założymy odpalenie tuż z granicy Polski z dużej wysokości wtedy jest to jakaś opcja rażenia przeciwnika na jego terenie lub niszczenia celów o kluczowym znaczeniu, choćby na danym odcinku.
Ale w kogo tym JASSM?
Obowiązująca w Polsce retoryka zakłada, że Rosja jest krajem, który jest naszym potencjalnym przeciwnikiem i tylko czyha i szykuje się do ataku. Taki wniosek można przynajmniej wysnuć czytając powszechnie dostępne media. Może z naszej perspektywy dla niektórych tak cała sytuacja wygląda, ale jeśli oddalimy nieco zbliżenie i spojrzymy na świat przez pryzmat geopolityki wszystko nabiera innych barw. Oczywiście pisząc te słowa narażam się na docinki w stylu „czy przelew w rublach już przyszedł”, ale cóż zrobić… C’est la vie.
Przyjmijmy zatem, że JASSM to jeden ze środków odstraszania m.in. przeciwko czyhającej na „wschodniej flance” NATO Rosji. Możliwość ataku przy pomocy tej broni byłaby teoretycznie sensowna jedynie w przypadku ataku uprzedzającego na cele w Kaliningradzie. Pociski te miałyby zniszczyć istotne elementy obronne tego rejonu.
Jeśli uwzględnimy inne czynniki JASSM może przydać się jedynie na misjach „stabilizacyjnych”, ale Polski raczej nie stać na „stabilizowanie” tak drogim uzbrojeniem. W przypadku pełno skalowego konfliktu, lub konfliktu ograniczonego, z JASSM pożytek jest mizerny. Lotniska są przecież podstawowym celem i w nie kierowany jest pierwszy atak rakietowy by przeciwnik utracił swój lotniczy parasol ochronny i siłę ofensywną. Jak wszyscy wiemy dla nosicieli JASSM cele takowe są dwa – w Łasku i w Krzesinach. Ile maszyn zdąży wystartować przed zniszczeniem lotnisk? Ile z nich będzie miało pod skrzydłami JASSM? W co będą mogły uderzyć? Gdzie wylądują po ataku? Gdzie się przezbroją/dotankują? W Ramstein? Pytania można mnożyć i snuć plany, ale mamy za mało danych na takowe hipotetycnze gry wojenne. W każdym razie Krzesin i Łasku w tym scenariuszu już nie ma… Zakładam konflikt ograniczony w którym po pierwszym ataku następuje szybkie wyciszenie walki i „układanie się” na nowo.
Może jednak JASSM-ER?
W przypadku JASSM-ER sytuacja wygląda lepiej. Zasięg to już niemal 1000 kilometrów, ale by mówić o realnej sile odstraszania taką bronią, potrzebaby przenosić w niej niewielki ładunek nuklearny. Na świecie liczą się bowiem tylko te państwa, które mają siłę odstraszania wynikającą z potencjału atomowego, a u nas takowego nie ma i wszystko wskazuje na to, że nie będzie.
Na koniec
Powyżej było poważnie, a miejscami bardzo poważnie zatem podsumowanie musi być na inną nutę. Zachęcam by wejść na stronę firmy Lockheed Martin i przyjrzeć się zdjęciom JASSM… Ja już gdzieś takie „doklejki” widział i były one równie zabawne.
A może, źle kombinuję i czegoś nie dostrzegam w kwestii JASSM?
Krzysztof Kuska
Zdjęcie: Lockheed Martin / U.S. Air Force
Komentarze
2 odpowiedzi na „JASSM – potrzebne / niepotrzebne ???”
Myśle, że lepszym rozwiązaniem były by rakiety średniego zasięgu lub krótkiego ale o dobrych parametrach pod 1000 km zas. W porównaniu do JAASM startują same a w tym czasie 16 można użyć do innych celów co przy liczbie jaką posiada nasze mocarstwo może mieć spore znaczenie. Do tego takie wyrzutnie mogą być mobilne co zwiększa przeżywalność. Ilość sztuk w przypadku JAASM sugeruje, że raczej poczekamy na konflikt pełnoskalowy bo użycie tego na misjach to jak zakup F 16 jako makiet to szkolenia pilotów.
No to jeszcze wystarczy przekonać tych „na wieży”, klepnąć kasę i mamy plan!