Hendon, północno-zachodni Londyn, hrabstwo Middlesex. Swoje związki z lotnictwem zaczęło już w 1862 roku, kiedy to stamtąd właśnie wzbił się balon Mammoth. Poprzez kolejne dekady, zwłaszcza na początku XX wieku, Hendon wybierano jako dogodne dla wzlotów i lądowań, w 1911 roku zainstalowała się tam fabryka Grahame-White Aviation Company. Wkrótce zainteresował się Hendon, jako ośrodkiem szkoleniowym, również Royal Flying Corps oraz Royal Naval Air Service. W następnych latach siły zbrojne zagościły tam na stałe, a lotnisko rzecz jasna wykorzystywano w czasie II wojny światowej. I tak aż do 1987 roku, kiedy wycofano stamtąd wojskowy personel. Ale… Od 1965 roku już zaczęło na Hendon lokować się muzeum Royal Air Force. I o nim właśnie mowa.
Royal Air Force Museum Hendon to jedna z dwóch placówek oficjalnie dedykowanych historii Królewskich Sił Powietrznych. Druga to Cosford w środkowej Anglii. Oczywiście, muzeów, w których na Wyspach Brytyjskich można ujrzeć statki powietrzne RAF jest sporo, jednak w tych dwóch jest ich najwięcej i znajdują się one pod bezpośrednią kuratelą sił powietrznych.
Muzeum znajduje się przy Grahame Park Way; najłatwiej do niego dostać się można metrem, linią Northern Line, wysiadając na stacji Colindale, a stamtąd: pieszo lub autobusem, nomen-omen linii… 303. Wstęp do muzeum jest darmowy. Biorąc pod uwagę to, co czeka nas po wejściu, to nie lada gratka!
Już przed budynkiem oko cieszy Hurricane, Spitfire, Hawker Hunter, a także… dwie jednostki pływające RAF.
Po wejściu skierowani zostajemy na trasę zwiedzania. Co od razu rzuca się w oczy? Plansze. A to z oznaczeniami RAF na przestrzeni dziejów, a to z oznaczeniami sojuszników, w tym oczywiście Polski. To cecha charakterystyczna muzeum zresztą, że obok fascynujących eksponatów, przedstawia się masę przystępnych i atrakcyjnych wizualnie objaśnień, schematów, plansz.
Pierwszym z hangarów jest Milestones of Flight Hall. Tam, pokazany został dynamiczny rozwój lotnictwa wojskowego poprzez minione stulecie. Są więc i sylwetki pierwszych asów, i trochę modeli, ale przede wszystkim – ogromna przestrzeń wypełniona samolotami. I to jakimi! Jak skomponowano ten istny gwiazdozbiór! Warto wymienić choćby pięknego, rasowego P-51D Mustanga, legendarne Mosquito, Sopwith Camela w pojedynku z Fokkerem D.VII, Me-262, Tempesta, Harriera, czy wreszcie – Eurofighter Typhoona. Wszystko to, oraz kilka innych maszyn, ułożono bardzo atrakcyjnie dla oka, stwarzając wrażenie niesamowitego wprost przepychu, ale zarazem: dokładnie eksponując każdy z typów. Oprócz nich, wyeksponowano kilka silników lotniczych.
W dalszej kolejności prowadzeni jesteśmy do Bomber Hall. Tutaj tak naprawdę przekonać można się, że skala 1:72 po prostu kłamie. Dopiero bowiem stając przy Liberatorze czy Lancasterze, można sobie uzmysłowić ogrom i potęgę tych maszyn. W tym gigantycznym królestwie bombowców zobaczymy, oprócz wspomnianych samolotów, między innymi: B-17, B-25, Fairey Battle, czy też zdecydowanie nowsze egzemplarze, Tornado, dziób Victora, wreszcie: majestatycznego Vulcana. Zwłaszcza ten ostatni, z rozłożonym całym ładunkiem bomb, otwartym lukiem bombowym (w którym zainstalowano kino, gdzie wyświetla się film dokumentalny o Vulcanach właśnie) robi niezapomniane wrażenie.
Ale nie tylko samoloty w bombowym hangarze przyciągają wzrok. Niemało tam bomb, z legendarną Grand Slam włącznie. Zainscenizowano również kaplicę na lotnisku RAF, przygotowano szereg plansz poświęconych Bomber Command. Uwagę zwraca urządzenie Gee, a także osobny fragment ekspozycji dedykowany załogom amerykańskim. Tam zrekonstruowano wieżę kontrolną, zaprezentowano szereg umundurowania oraz godła poszczególnych grup.
Fascynująca jest również diorama pokazująca zniszczenia dokonane przez naloty dywanowe na jedną z niemieckich fabryk. W ogóle, oprócz maszyn latających, wspaniałymi eksponatami są właśnie makiety, dioramy, mapy, mundury, a nawet – zainscenizowane sytuacje, zbudowane przy użyciu figur woskowych. Dzięki nim widzimy na przykład załogę amerykańskiego bombowca ładującącą się prosto z jeepa do Latającej Fortecy. Z dbałością o najdrobniejsze detale rzecz jasna.
Po zapoznaniu się z bombowcami idziemy do Historic Hangars, czyli do starych, rozbudowanych i zmodernizowanych na muzealne potrzeby hangarów. Zlokalizowane tam kolekcje obejmują śmigłowce, lotnictwo morskie, myśliwce i działania RAF poza granicami kraju, na terenie Imperium. Tam serce zabije na pewno szybciej. Tam bowiem stoją Sptfire, Gloster Meteor, Vampire, Hawker Typhoon, P-47 Thunderbolt, BAC Lightning, Beaufighter, Phantom (w barwach RAF rzecz jasna) i wiele, wiele innych. Dookoła cała masa silników (w tym prześwietne Merliny), interesująca wystawa poświęcona katapultom i ratownictwu lotniczemu na morzu.
Droga do następnej z ekspozycji prowadzi przez muzealny sklep. I to jest prawdziwe niebezpieczeństwo dla portfela, ponieważ niezwykle trudno jest oprzeć się tamtejszym pokusom. Trzeba przyznać, że marketingowo muzeum funkcjonuje doskonale. To zresztą cecha wspólna wszystkich tamtejszych placówek. Możemy bowiem zaopatrzyć się w sklepie w bardzo szeroki asortyment gadżetów związanych tak z Hendon, jak i RAF. Są więc kubki, koszulki, czapeczki, długopisy, breloczki, ale też spinki do krawatów czy mankietów, repliki wojennych czekoladek, reprinty plakatów i obrazów traktujących o tematyce lotniczej. Osobny dział stanowi spora księgarnia, której zawartość wzbogaciłaby kolekcję niejednego bibliofila.
Ostatni z hangarów stanowi Battle of Britain Hall. Jak sama nazwa wskazuje, zgromadzono tam wszystko, co związane jest z powietrzną batalią nad Anglią w lecie 1940 roku. Mamy zatem całą drogę do tej bitwy, od dojścia Hitlera do władzy zaczynając. I znów – masa tu multimediów, figur woskowych, działających na wyobraźnię dioram. Po zapoznaniu się z genezą kampanii, po raz kolejny oko zwiedzającego cieszy kolekcja samolotów. W Battle of Britain Hall ujrzymy między innymi: Hurricane, Bf-109, Bf-110, Ju-88, He-111, Ju-87, Fiata CR. 42, Gladiatora, Lysandera, Blenheima. Zbiór okraszają rakiety V-1 I V-2 oraz łodzie latające, z ogromnym Sunderlandem (do którego można wejść!) na czele. Na galerii przygotowano zbiór informacji o ludziach, którzy tą bitwę toczyli, z osobnymi witrynami dedykowanymi takim postaciom, jak Goering, Dowding, Bader.
Polskie serce ucieszy fakt, że wbrew obiegowej i niesprawiedliwej opinii, pamięta się na Wyspach o Polakach. W całym muzeum nie brak polskich akcentów i wątków. Są i nose arty, dziobowe malowidła z bombowców pokazane w osobnej galerii, i pochodzące z polskich dywizjonów bombowych. Przy opisie każdej z kampanii można natknąć się na wzmianki o Polakach. W Battle of Britain Hall znajdziemy Defianta w barwach 307. Dywizjonu Myśliwskiego Nocnego Lwowskich Puchaczy, z rekonstruowaną figurą pilota obok. Miło wiedzieć, że się o nas pamięta, że się nas honoruje i wspomina. Zwłaszcza w tak ważnym oraz licznie odwiedzanym miejscu, jak Royal Air Force Museum Hendon.
Wszystkie zdjęcia – Michał Różyński