Tomasz Rogacki, Cingtao 2 IX – 7 XI 1914 – recenzja

Pierwsza wojna światowa to konflikt, który przez wiele lat na łamach polskiej historiografii wojskowej nie zdołał uzyskać odpowiedniej reprezentacji. Ostatnie lata przyniosły w tym względzie poprawę. Nastąpił wysyp nowych edycji książek powstałych w okresie międzywojennych, które albo zachowały się w niewielkim nakładzie, albo zostały całkowicie zapomniane. Równocześnie pojawiła się cała grupa tłumaczeń, głównie z języka angielskiego i niemieckiego opracowań poświęconych Wielkiej Wojnie. Samodzielnych i oryginalnych, nowych prac polskich historyków, podejmujących kwestie pierwszo-wojenne nie ma zbyt wiele i tu można szukać ciągle możliwości dla prowadzenia badań i w efekcie tego ich późniejszej publikacji.

O ile jeszcze działania wojenne prowadzone na wielu, różnych frontach europejskich tej wojny doczekały się jakiejś formy opracowania, to działania na Pacyfiku pozostają dużo słabiej reprezentowane. Obok książek opisujących rejs niemieckiej Eskadry Dalekowschodniej wiceadmirała Grafa von Spee, zakończony bitwami pod Coronelem i Falklandami, reszta działań bywa jedynie wzmiankowana. Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po prace Tomasza Rogackiego poświęconą walkom o niemiecką kolonię, a zarazem najważniejsza bazę marynarki wojennej na Pacyfiku w Cingtao. Niestety moje nadzieje pozostały niezrealizowane.

O ile jeszcze jestem w stanie zaakceptować opis działań lądowych, choć jest on dość ogólny i raczej dowodzi że Autor nie dotarł do żadnego specjalistycznego opracowania niemieckiego, czy też japońskiego odnoszącego się do konfliktu o Cingtao. W efekcie o części działań wiemy, że były. Pojawiają się błędy w tłumaczeniu, rozpoznaniu części uzbrojenia używanego na ówczesnym polu walki. Aż trudno zrozumieć, dlaczego Autor podkłada się nazwami pokroju „niemiecka armata polowa 96 mm”, w odniesieniu do armaty polowej F.K. 96 kalibru 7,7cm. Nie wiadomo dlaczego źle podpisano zdjęcie na okładce, choć można odnaleźć je w Internecie i stwierdzić, że ewidentnie są to żołnierze japońscy a nie niemieccy pod Cingtao. Takie błędy powodują irytacje czytających, zwłaszcza jeśli cokolwiek wiedzą na dany temat. Sama narracja także budzi spore wątpliwości. Bo właściwie opis walk jest tak nieprecyzyjny, że trudno dostrzec moment w którym strona japońska uzyskała przewagę nad przeciwnikiem, przełamała opór niemiecki i w efekcie tego zmusiła Niemców do kapitulacji.

Autor opisuje działanie jedynego niemieckiego samolotu, znajdującego się na wyposażeniu sił Cingtao, ale w żaden sposób nie wspomina nawet o działaniach japońskiego transportowca wodnosamolotów „Wakamya Maru”, który nie tylko działał w siłach japońskich w tym rejonie, ale prowadził naloty przy pomocy swoich wodnosamolotów, a dodatkowo po wejściu na mieliznę został poważnie uszkodzony. Tego typu opisów w pracy Tomasz Rogackiego trudno szukać. I to pomimo tego, że literatura na ten temat i to dostępna w języku polskim jest spora i dobrze znana. Dziwi to tym bardziej, że Autor ten wcześniej popełnił pracę o „Wojnie rosyjsko-japońskiej 1904-1905”, co chyba powinno wskazywać, że orientuje się w tematyce wojenno-morskiej przełomu XIX i XX wieku. Niestety nadzieje okazały się płonne.

Można by mnożyć podobne kwestie, błędy w odczytaniu nomenklatury niemieckich stopni wojskowych, błędy w nazwiskach niemieckich oficerów, niedokładne informacje o jednostce brytyjskiej walczącej pod Cingtao, a pozostającej pod dowództwem strony japońskiej, co wydarzyło się w tamtych dniach pierwszy raz w dziejach stosunków tychże dwóch państw, itp. Nie w tym jednak rzecz, zwłaszcza że celem tej recenzji nie jest pastwienie się nad książką Tomasza Rogackiego.

Pozostając historykiem od ponad 20 lat, nigdy nie zdarzyło mi się pisać recenzji negatywnej jakiejkolwiek pracy. Uważam, że należy zawsze dążyć do oceny nie tylko obiektywnej, ale nie zapominającej o tym, że Autor poświęcił ogrom czasu na kwerendę materiałów, zdobywanie informacji, podjął się ogarnięcia naukowego całego zebrane zespołu wiedzy i skonstruowania książki. To zadanie często okazuje się ponad miary tzw. krytyków, krytykantów, którzy nie tylko rzadko piszą, ale często w ogóle nie publikują i specjalizują się tylko w recenzowaniu różnych tekstów. Często biorą książkę do ręki w przelocie, gdzieś w księgarni, odnajdują pojedyncze zdanie, zawierające według nich fundamentalne błędy i dokonują krytyki danego opracowania.

Takie podejście do historii, a zwłaszcza do wkładu pracy Autorów kolejnych książek jest nie do przyjęcia. W obecnym obiegu historycznym coraz częściej można odnieść wrażenie, że samo napisanie książki jest ryzykiem. Jakże często można spotkać się z tym, że celem recenzentów, jest tylko i wyłącznie szukanie, jakich to źródeł nie użyto, jakich to prac nie odnaleziono. Są to tylko niektóre z przemyśleń, które można skreślić czytając opinie, czy tez recenzje różnych historyków, czy tylko konsumentów historii, ukazujące się w ostatnim czasie. Część historyków nawet nie ukrywa, że nie musi już pisać nowych książek, faktycznie tego nie robiąc od lat, i tylko decyduje się recenzować kolejne opracowania, zwłaszcza na wyższe stopnie kariery naukowej młodszych kolegów. Brzmi to co najmniej dziwnie. Ważne jednak, by czytelnik dostawał właściwy przekaz informacyjny o każdym opracowaniu. Stąd ta recenzja.

Mam wrażenie, że powinno się nie zapominać o tym co dobre w każdej pozycji, ale to już nie jest powszechna zasada.

Z tym większym trudem zdecydowałem się na krytyczną recenzję opracowania Tomasza Rogackiego o bitwie pod Cingtao z 1914 roku. Książka co prawda nie jest całkowicie zła, cenne jest że w ogóle ten temat został podjęty, podjęto próbę jego opracowania. Można było jednak oczekiwać czegoś więcej, a do Autora można mieć pretensje że nie skorzystał z całej dostępnej, chociaż polskojęzycznej literatury przedmiotu. Pozostaje mieć nadzieję, że następna praca takich błędów już nie przyniesie.

Prof. UAM dr hab. Maciej Franz

Tomasz Rogacki, Cingtao 2 IX – 7 XI 1914


Opublikowano

w

przez