Książka doktora Tymoteusza Pawłowskiego pt.: Armia Marszałka Śmigłego. Idea rozbudowy Wojska Polskiego 1935-1939 według zapowiedzi wydawcy miała przewartościować całość dorobku dotychczasowej historiografii tego tematu. Pierwszą recenzję tej pracy opublikował na łamach Przeglądu Historyczno-Wojskowego ppłk dr Juliusz S. Tym1. Na 22 stronach wytknął on T. Pawłowskiemu wiele błędów i nieścisłości. Niestety trudno jest się z taką oceną nie zgodzić. Niniejsza recenzja ma na celu przede wszystkim wskazać na te elementy, dla których zabrakło miejsca w artykule J. S. Tyma.
Książka Armia Marszałka Śmigłego powstała na podstawie obronionej na Uniwersytecie Warszawskim pracy doktorskiej T. Pawłowskiego. Na tekst zasadniczy składa się wstęp, zakończenie i dwanaście rozdziałów. Pierwsze cztery z nich podejmują kwestie dotyczące całości Wojska Polskiego. Autor nakreśla w nich cele jakie osiągnąć chciały najwyższe władze wojskowe w drugiej połowie lat trzydziestych, związane z nimi zagadnienia finansowe, wychowanie i wykształcenie wojskowe młodzieży w II Rzeczypospolitej oraz problematykę związaną z transportem. Kolejne siedem części opisuje zmiany zachodzące w poszczególnych broniach sił zbrojnych Polski. Ostatni dwunasty rozdział przedstawia z kolei wizję Wojska Polskiego w 1942 r. Na końcu pracy znajduje się jeden aneks, bibliografia oraz spis nazwisk. Dodatkowo pozycja ta zawiera kilkanaście fotografii co w połączeniu z ładnym wydaniem sprawia bardzo pozytywne wrażenie wizualne.
Już jednak zapoznanie się ze spisem treści i wstępem omawianej pracy nasuwa niestety pewne wątpliwości co do jej wartości merytorycznej. Układ treści Armii Marszałka Śmigłego, wyróżniający na pierwszych miejscach lotnictwo oraz Marynarkę Wojenną jest z pewnością nietypowy. Autor nie wyjaśnia niestety powodów takiego rozwiązania, poświęcając jednocześnie tym dwóm zagadnieniom tyle samo miejsca co trzem broniom głównym ówczesnej armii – piechocie, kawalerii i artylerii. Pierwsze strony wstępu omawianej pracy są swoistym potępieniem całości historiografii powstałej w latach 1945-1989, a także sporej części opracowań późniejszych, które zdaniem Autora powielają tezy głoszone przez propagandę marksistowsko-leninowską2. Podobne zarzuty pojawiają się w dalszej części wstępu, oraz w poszczególnych rozdziałach recenzowanej książki. Dotyczą one przede wszystkim studium Eugeniusza Kozłowskiego Wojsko Polskie 1936-1939. Próby modernizacji i rozbudowy3. Trudno przy tym odmówić słuszności części zastrzeżeń T. Pawłowskiego do tej publikacji, jednak książka ta była już nie raz krytykowana i trudno zrozumieć powód ciągłego powracania do treści przedstawionych przez jej autora. Podobnie razi wielokrotne powtarzanie wtrętów mających być chyba próbą rozliczenia z poprzednim ustrojem oraz historiografią4. Są one oczywiście subiektywnym spojrzeniem Autora, jednak zdecydowanie zakłócają narracje i odciągają od zasadniczej treści analizy.
Najpoważniejszym jednak zarzutem jaki można postawić Armii Marszałka Śmigłego jest z pewnością brak należytego udokumentowania przedstawianych ustaleń. Obszernie problem ten został już naświetlony przez J. S. Tyma w jego recenzji5. Nowatorskie tezy stawiane przez Autora wymagałyby właśnie jak najsolidniejszego ich poparcia w źródłach. Zastanawiający jest także sposób doboru i oceny wykorzystywanych w recenzowanej pracy materiałów. Pierwsza uwaga dotyczyć musi wartości dokumentów Oddziału II Sztabu Głównego dotyczących armii ościennych. Autor twierdzi, że: (…) są to opracowania o małej wiarygodności i niezbyt przydatne w badaniach historycznych. Po pierwsze, zostały stworzone przez oficerów Oddziału II Sztabu Głównego, a wiec nie oddają rzeczywistości, a jedynie wiedzę, jaką polski wywiad miał na temat obcych armii. Po drugie prezentują abstrakcyjną sytuację, która miała miejsce w połowie lat trzydziestych. Nie wiadomo też, czy chodzi o stany faktyczne czy etatowe. Po trzecie są to porównania mające uzasadnić konieczność wydawania pieniędzy na rozbudowę polskiej armii, a więc „ex definitione” porównania ukazujące czarny obraz sił zbrojnych Rzeczypospolitej(…)6. Zarzuty te są nie do końca słuszne. Po pierwsze badania nad rozwojem Wojska Polskiego w okresie międzywojennym powinny opierać się między innymi właśnie na tych materiałach, gdyż prezentowały one stan wiedzy najwyższych władz wojskowych. Rozbudowy czy modernizacji wojska nie przeprowadza się bowiem w próżni, a zasadniczy wpływ na podejmowane decyzje mają informacje o zmianach zachodzących w innych armiach – zwłaszcza należących do przeciwników. Trudno bowiem oceniać podejmowane decyzje nie znając stanu wiedzy decydentów. Kwestia na ile raporty przedstawiały stan rzeczywisty jest sprawą na osobne opracowanie – dotyczące jednak pracy samego oddziału wywiadowczego, a nie rozbudowy przedwojennych sił zbrojnych. Równie niezrozumiały jest zarzut, jakoby z założenia omawiane źródła przestawiały sytuację gorszą niż była w rzeczywistości. Trudno uwierzyć, by całość Oddziału II SG była w swoistej zmowie mającej na celu okłamywanie władz wojskowych i cywilnych. Nawet jednak gdyby taka sytuacja miała miejsce, to T. Pawłowski nie przedstawia żadnych dowodów na jej istnienie, poza własnym przekonaniem.
Podobnie negatywną opinię wystawił Autor niektórym relacjom przedwojennych oficerów zebranych w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie7. Należy się oczywiście zgodzić ze stwierdzeniem T. Pawłowskiego o potrzebie poddawania tychże gruntownej krytyce. Negatywny stosunek Sikorskiego do wielu oficerów sanacyjnych także nie ulega wątpliwości. Brakuje jednak podobnej krytyki relacji pisanych przez przedstawicieli przedwojennych władz wojskowych – które oczywiście także zawierają sporą dozę subiektywizmu. Reasumując dwa powyższe przypadki, można odnieść wrażenie, że Autor wychodzi z założenia, że relacje i dokumenty negatywnie oceniające armię przedwojennej Polski są z natury niewiarygodne, bądź wymagają szczególnej krytyki. Prowadzi to do sytuacji, gdzie dwie bardzo ważne grupy źródeł odnoszących się do tematu są przez Autora deprecjonowane – zyskują za to inne dokumenty – obarczone takimi samymi słabościami8.
Godne uwagi są także liczne błędy terminologiczne popełniane przez Autora. Jednym z najbardziej uderzających są określenia związek i brygada zmechanizowana9. Na stronach 104 i 105 T. Pawłowski tłumaczy się z takiego określenia twierdząc, że zarówno 10. Brygada Kawalerii (motorowej) jak i Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa były jednostkami pancerno-motorowymi, a więc w dzisiejszej nomenklaturze tak właśnie byłyby określane. Po pierwsze trudno zrozumieć dlaczego Autor mając właściwy, przedwojenny termin na określenie obu brygad próbuje je nazwać językiem współczesnym, zwłaszcza, że pisze on jednocześnie o zgubnych efektach wcześniejszego opisywania tych jednostek przy użyciu powojennej terminologii radzieckiej. Po drugie mocno naciągane jest przedstawienie świadczących rzekomo o zmechanizowaniu obu brygad różnorodnych środków walki używanych w tychże – etatowo nie było w nich ani wymienianych przez Autora samochodów pancernych, ani też dział samobieżnych czy niszczycieli czołgów. Kończąc należy zwrócić też uwagę, że jeszcze przed wojną płk Stanisław Rola-Arciszewski pisał, że 10. BK (mot.) nie można uznawać za jednostkę pancerno-motorową, gdyż dotacja sprzętu pancernego tejże jest zbyt mała10. Już ówcześni wojskowi zauważali słabości organizacji obu brygad pancerno-motorowych – Tymoteusz Pawłowski uznaje z kolei takie tezy za kolejny wymysł propagandy PRL11.
W wielu innych miejscach książki należy zauważyć podobne próby przekładania przedwojennych pojęć na współczesne – wątpliwości można mieć chociażby jeśli chodzi o lotnictwo strategiczne i taktyczne, związek taktyczny czy związek broni połączonych. Zabiegi takie wprowadzają sporo zamieszania, gdyż na ogół poszczególne przedwojenne terminy nie odpowiadają w całości współczesnej terminologii. Zagadnienie to przedstawił szczegółowo w swej recenzji J. S. Tym12.
Publikacja T. Pawłowskiego z założenia miała rzucać nowe światło na większość omawianych zagadnień. Niestety, tezy i wnioski formułowane przez Autora wydają się niezwykle naciągane. Szczególnie wiele takich sytuacji można zauważyć w ostatnim rozdziale omawianej książki dotyczącym wizji Wojska Polskiego w roku 1942. Niezwykle trudne do obrony są na pewno stwierdzenia takie, jak te dotyczące samolotu myśliwskiego PZL P.50 Jastrząb który zdaniem Autora: (…)Paradoksalnie był tak nowoczesny, że jego osiągi w 1939 roku były gorsze od współczesnych mu myśliwców. Swoimi zaletami mógł wykazać się dopiero po zamontowaniu – w przyszłości – odpowiednio potężnych silników(…)13.T. Pawłowski zapomniał chyba w tym momencie, że podstawą każdego samolotu jest jego silnik i nie da się w stu procentach przewidzieć jak dana maszyna będzie się zachowywać z inną jednostką napędową. Takie same wątpliwości wzbudza twierdzenie o dysponowaniu przez Wojsko Polskie w 1942 r. 1500 wozami bojowymi, z których ponad połowę stanowiłyby czołgi klasy Crusader, T-34 czy PzKpfw III(…)14. Skoro w latach 1936-1939 nie udało się wprowadzić w Polsce do produkcji seryjnej żadnego nowego typu wozu bojowego, to jak możliwe było opracowanie czołgu podobnego do wymienionych w ciągu dwóch kolejnych lat, przeprowadzenie prób i wyprodukowanie go w ilości kilkuset sztuk? Interesujące są także przemyślenia T. Pawłowskiego na temat artylerii. Na 240 stronie swej pracy zestawia on przewidywane etaty wojenne odnośnie liczby dział w dywizjach piechoty Niemiec, ZSRR oraz Polski. Informacje dotyczące tej ostatniej zostały w niej rozdzielone na rzekomo fałszywe dane pokazane przez E. Kozłowskiego w swej pracy i prawdziwe dane prezentowane przez Autora. Założenie to byłoby jak najbardziej słuszne, gdyby nie fakt, do którego T. Pawłowski się zresztą przyznaje, że podane przez niego liczby odnoszą się do przewidzianego stanu artylerii polskiej dywizji po zakończonej rozbudowie wojska. Bez chwili wahania Autor recenzowanej rozprawy stwierdza jednak, że: (…)Zarzut, że polskie dywizje nigdy nie osiągnęły takiego nasycenia sprzętem, jaki przedstawiłem, jest niwelowany faktem, że dywizje sowieckie i niemieckie także nie osiągnęły przedstawionych przez Kozłowskiego stanów(…)15. Jednocześnie też zapomina on, że przedstawione etaty dla armii przeciwników pochodzą z roku 1939. Czy przez blisko 3 lata dwa mocarstwa ościenne nie rozbudowałyby swojej artylerii lub chociaż nie doprowadziły do wypełniania stanów? Podobnie zastanawiające jest kategoryczne uznanie że (…)Zwiększenie polskiego potencjału obronnego w wyniku rozbudowy WP byłoby większe niż wzrost potencjału agresywnego Wehrmachtu(…)16. Aby taka sytuacja nastąpiła musiałby nastąpić albo kilkukrotny wzrost możliwości produkcyjnych i budżetowych Polski, albo gwałtowne zatrzymanie rozbudowy sił zbrojnych III Rzeszy. Autor niestety nie informuje czytelnika o powodach tak nagłej zmiany sytuacji.
Wątpliwości co do rzetelności ustaleń zawartych w Armii Marszałka Śmigłego wzbudza także wiele mniejszych nadużyć i błędów. Można je znaleźć chociażby na stronie 166, gdzie Autor charakteryzuje ORP Gryf jako duży i szybki stawiacz min. O ile wielkości temu okrętowi nie można odmówić, to prędkość 20 węzłów na pewno nie była spora i znacząco odbiegała od możliwości polskich kontrtorpedowców. W praktyce oznaczało to, że każda dalsza misja – jak chociażby wspominane przez T. Pawłowskiego minowanie Zatoki Fińskiej miała by charakter samobójczy17. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o charakterystykę samolotu PZL P.23B Karaś. O ile z tezami o olbrzymim zasięgu i potężnym ładunku bomb można dyskutować, to wykorzystanie tego samolotu do zwalczania myśliwców przeciwnika traktować należy jako kuriozum18. Faktycznie, w chwili wejścia do produkcji P-23B samoloty myśliwskie powszechnie stosowane przez sąsiadów Polski posiadały prędkość lotu podobną lub niewiele większą od niego. Jednak zwrotność myśliwców dawała im sporą przewagę w walce, co w połączeniu ze słabszym uzbrojeniem strzeleckim Karasia (jeden karabin maszynowy strzelający do przodu i dwa do tyłu) znacznie ograniczało możliwości atakowania samolotów nieprzyjaciela. Pamiętać także należy, że samoloty myśliwskie nowej generacji powstające w połowie lat trzydziestych niemal wykluczały takie sytuacje. Innym przypadkiem błędu jest chociażby ten, ze strony 269, gdzie Autor liczbę zakupionych przez Polskę czołgów Vickers E najpierw prawidłowo określa na 38, dwanaście stron dalej liczba ta już jednak rośnie do 50.
Poważnym niedostatkiem Armii Marszałka Śmigłego jest także pominięcie odpowiedzi na niezwykle ważne pytanie – dlaczego doszło do klęski Wojska Polskiego we wrześniu 1939? Autor obalając kolejno tezy wcześniejszych badaczy o słabości przedwojennej polskiej piechoty, kawalerii, artylerii, broni pancernej, lotnictwa i marynarki rysuje obraz siły porównywalnej z armiami sąsiadów. Niezwykle często określa on uzbrojenie i wyposażenie tych wojsk mianem bardzo dobrego czy nawet doskonałego. Można przypuszczać, że wynika to z samej wizji pracy, mającej na celu gloryfikacje przedwojennych sił zbrojnych i snucie fantastycznych idei wykraczających do roku 1942. T. Pawłowski sam też w zakończeniu pisze, że (…)Najprawdopodobniej jednak – gdyby program rozbudowy sił zbrojnych został zrealizowany – Niemcy nie odważyliby się zaatakować zbrojnie. Nie mogliby bowiem liczyć bowiem liczyć na szybki sukces militarny. Inne byłyby też uwarunkowania polityczne(…)19. Pomijając życzeniowość powyższego stwierdzenia nasuwa ono proste pytanie. Skoro w 1942 roku potęga Polski byłaby na tyle wielka, że III Rzesza nawet nie zaryzykowałaby konfliktu to dlaczego w 1939 roku została ona tak szybko pokonana? Skoro sprzęt był doskonały, a jego ilość odpowiednia, to dlaczego nie udało się obronić? Brak tej odpowiedzi powoduje że książki Tymoteusza Pawłowskiego Armia Marszałka Śmigłego nie można traktować jako pracy mogącej zastąpić wcześniejsze opracowania. Poza kilkoma ciekawymi hipotezami i równie idealnym co nierealnym obrazem Wojska Polskiego nie wnosi ona niestety wiele nowego. Co ciekawe, Armia Marszałka Śmigłego posiada podobne niedostatki co tak mocno krytykowane Wojsko Polskie 1926-1939. Próby modernizacji i rozbudowy E. Kozłowskiego. W obu pracach znajdziemy wybiórcze podejście do źródeł, mocno naciągane interpretacje i próby stworzenia jednoznacznie pozytywnego czy też negatywnego obrazu wojska II Rzeczypospolitej. Sprawia to, że trzeba do obu tych prac podchodzić z dużą ostrożnością i każdorazowo weryfikować wyniki badań ich Autorów. Wobec tego na dobrą syntezę procesów zachodzących w siłach zbrojnych Polski drugiej połowy lat trzydziestych niestety trzeba będzie jeszcze poczekać.
Wojciech Sługocki
—————————————
1 J. S. Tym, Jeden Autor, dwie ksiązki – refleksja negatywna, czyli wojsko II Rzeczypospolitej w krzywym zwierciadle, w: „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, R. XI, nr. 1, Warszawa 2010 r., s. 174-214.
2 T. Pawłowski, Armia Marszałka Śmigłego .Idea rozbudowy Wojska Polskiego 1935-1939 r., s. 10.
3 E. Kozłowski, Wojsko Polskie 1936-1939. Próby modernizacji i rozbudowy, Warszawa 1964.
4 Chociażby na stronie szesnastej swego opracowania T. Pawłowski porównuje częstotliwość występowania nazwiska Józefa Piłsudskiego i Eugeniusza Kozłowskiego. Na stronie dwudziestej Autor stwierdza, że nie można porównywać Wojska Polskiego z armiami korzystającymi z doświadczeń II wojny światowej. Jednocześnie chętnie zestawia organizacje i wyposażenie armii z 1939 r. z wojskami polskimi organizowanymi w ZSRR po 1943 r., gdyż zdaniem Autora wypada ono na korzyść tej pierwszej. Pojawiająca się w tym samym miejscu informacja o służbie dziadka dr. Pawłowskiego w jednostkach formowanych w Związku Radzieckim jest na pewno ciekawa, jednak nic nie wnosząca do tematu. Z kolei na stronie 36 omawia on jak propaganda PRL wykorzystywała nieścisłości w nazewnictwie przemian zachodzących w Wojsku Polskim używając terminu plan a nie program gdyż ten drugi termin zdaniem Autora kojarzył się w czasach PRL z programem w telewizji.
5 Jeden autor…, s. 194-197.
6 Armia Marszałka Śmigłego…, s. 12.
7 Chodzi o relacje zbierane przez Biuro Rejestracyjne.
8 Zachowane w dokumentach plany i programy są tylko założeniami i nie można ich traktować jako dowodów, że dany projekt został zrealizowany. Często także sami oficerowie starali się ukrywać własne niedopatrzenia – szczególnie widoczne jest to w ich wspomnieniach – z których często i bezkrytycznie korzysta Autor.
9 Pierwszy raz określenie związek zmechanizowany pada na s. 52 i później jest konsekwentnie powtarzany.
10 Wykład Płk dypl. Stanisława Roli-Arciszewskiego p.t. Zasady użycia i organizacji broni pancernej. CAW, Oddział I Sztabu Głównego, sygn. I.303.3.71.
11 Armia Marszałka Śmigłego…, s. 104-105.
12 Jeden autor…, s. 199-201.
13 Armia Marszałka Śmigłego…, s. 146.
14 Tamże, s. 313. Inną kwestią tego porównania jest jego absolutna abstrakcyjność – o ile pierwszy i ostatni
z wymienionych wozów były podobnymi przeciwnikami to T-34 przedstawiał diametralnie inne możliwości bojowe i modernizacyjne.
15 Tamże, s. 240.
16 Tamże, s. 320.
17 Trudno zakładać, że w przypadku konfliktu z ZSRR ORP Gryf czekałby już w Zatoce Fińskiej i bez jakiejkolwiek reakcji ze strony nieprzyjaciela zaminowałby wyjście z zatoki po czym spokojnie wrócił do bazy. O ile posiadane przez Polską Marynarkę Wojenną kontrtorpedowce miałyby w przypadku wykrycia spore szanse na oderwanie się od silniejszego przeciwnika to Gryf takiej możliwości nie miał.
18 T. Pawłowski, Armia Marszałka Śmigłego, s. 125.
19 Tamże, s. 324.