Moje wspomnienia z okresu studiów w Wyższej Oficerskiej Szkole Radiotechnicznej (1. Kompanii Podchorążych), w Jeleniej Górze, w latach 1971-1975
Prolog
W 1971 roku, przed ukończeniem Technikum Przemysłowo Pedagogicznego we Wrocławiu musiałem podjąć decyzję, co mam dalej robić w swoim życiu, czy studiować, czy iść do pracy. Początkowo jak większość moich kolegów myślałem o studiach w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu na kierunku elektrycznym. Jednak jeden z moich kolegów, Ryszard Kopala przekonywał mnie do studiów w Wyższej Oficerskiej Szkole Radiotechnicznej (WOSR), w Jeleniej Górze. Nie znałem tej szkoły, ale wracając z domu w Kociszewie (woj. łódzkie) do technikum we Wrocławiu w pociągu na trasie Łask – Wrocław spotkałem dwóch podchorążych drugiego rocznika WOSR, Jerzego Balcerkowskiego (późniejszego ostatniego komendanta CSR) i pchor. Andrzeja Walczaka, którzy dużo mi opowiedzieli o WOSR i przekonali mnie, że warto tam studiować. We Wrocławiu wraz z kolegą udałem się do WKU Wrocław-Krzyki, gdzie powiedzieliśmy, że chcemy studiować w WOSR w Jeleniej Górze. Pani z WKU Wrocław-Krzyki próbowała nas przekonać do studiów w WAT, mówiła, że tam są lepsze, „cieplarniane” warunki, ale my nie chcieliśmy tam iść. Woleliśmy WOSR, bo jak twierdził mój kolega, tam mogliśmy nauczyć się naprawy odbiorników radiowych i telewizyjnych i po odsłużenie w wojsku obowiązkowych 12 lat wyjść do cywila i założyć własny zakład naprawy odbiorników radiowych i telewizyjnych. Po maturze przyjechałem z Wrocławia do domu do Kociszewa, przygotowywałem się do egzaminów i czekałem na informację z WKU o ich terminie.
Egzaminy wstępne do WOSR
Po otrzymaniu wiadomości udałem się pociągiem z Łasku do Jeleniej Góry. W tym pociągu jechało też kilku przyszłych podchorążych, których poznałem później, a wśród nich Andrzej Pawelus, Tadeusz Fidler i Tomasz Piekarski, którzy pochodzili z Łodzi. Z dworca w Jeleniej Górze udaliśmy się pieszo do koszar WOSR na ul. Podchorążych, gdzie zostaliśmy zakwaterowani w namiotach, na polu namiotowym zbudowanym specjalnie dla zdających egzaminy w pobliżu ośrodka sprawności fizycznej, pomiędzy dyrekcją nauk i bramą gospodarczą (boczną). Bilet na przejazd, na egzaminy, zakwaterowanie i wyżywienie były opłacane przez MON, co dla nas, niepracujących, było bardzo korzystne.
Wśród zdających były osoby cywilne, takie jak ja, a także wielu żołnierzy zasadniczej służby wojskowej, którzy wcześniej odbyli w WOSR miesięczny kurs przygotowawczy. Egzaminy rozpoczęły się 5 lipca 1971 roku i przeprowadzane były w różnych budynkach, ale głównie w hali sportowej przy bramie gospodarczej (bocznej). Rozwiązywaliśmy też testy psychologiczne („psychotesty”). Podeszliśmy do egzaminu z wychowania fizycznego, na który składało się: podciąganie na drążku i „koperta” (w hali sportowej nr 3, przy placu apelowym i komendzie szkoły), bieg na 1000 m (na stadionie szkolnym) i pływanie (na odkrytym basenie, który znajdował na końcu poligonu szkolnego niedaleko lasu).
W czasie egzaminów byliśmy skoszarowani. Pojawiały się sytuacje, że część z kolegów przybyłych z wojska chciała wyjść w czasie wolnym do miasta, ale w mundurze bez przepustki nie wypadało. Pożyczali więc ubrania cywilne od nas cywili. Pamiętam, że przyszedł do mnie marynarz Dybowski, który był podobnego wzrostu, dałem mu moje ubranie cywilne i poszedł na przepustkę do miasta, a ja w mundurze marynarza siedziałem w namiocie. Po zdaniu wszystkich egzaminów czekaliśmy na wyniki. Komisja Egzaminacyjna z Komendantem Szkoły na czele zebrała się w Dyrekcji Nauk i tam wzywano nas dziesiątkami, omawiano rezultaty egzaminów i ogłaszano werdykt, kto został przyjęty, a kto nie. Wręczono nam też zaświadczenie o zdanych egzaminach. Pamiętam jednego z moich kolegów z namiotu, który pochodził z gór. Płakał on, gdy dowiedział się, że nie został przyjęty do WOSR, było mi go bardzo żal. Część z kolegów, która słabiej zdała egzaminy zdecydowała się na naukę w Szkole Chorążych WRt. Po egzaminach wróciłem do domu w Kociszewie i czekałem na pisemne powiadomienia o terminie rozpoczęcia studiów.
Okres kandydacki w WOSR, od 15 września do 1 października 1971 roku
Zostałem pisemnie powiadomiony o przyjęciu w poczet podchorążych WOSR i o tym, że 15 września 1971 r. mam stawić się w uczelni. W nakazanym terminie przyjechałem rannym pociągiem na dworzec w Jeleniej Górze i stamtąd wraz z kolegami, z którymi znałem się już z egzaminów, udaliśmy się piechotą do koszar WOSR im. kpt. pil. Sylwestra Bartosika na ul. Podchorążych 15. Wszyscy byli bardzo weseli i niektórzy żartowali, że na bramie będzie napis „Witamy Was”, a z drugiej strony „Mamy Was”. Weszliśmy do koszar WOSR przez piękną, owianą legendami, ozdobioną dwoma potężnymi, spiżowymi jeleniami, spoczywającymi majestatycznie na masywnych cokołach, bramę główną. Zawsze była ona wizytówką WOSR. Szkoła znajdowała się w obiektach koszarowych, usytuowanych na północnym skraju Jeleniej Góry, przy trasie wylotowej w kierunku Bolesławca i Zielonej Góry.
Skierowano nas do pododdziału, na pierwsze piętro, do pierwszego koszarowca, od torów kolejowych po lewej stronie idąc od Dyrekcji Nauk, w stronę placu apelowego. Po dokonaniu formalności związanych z wpisaniem nas na stan ewidencyjny, zostaliśmy umundurowani i przydzieleni do plutonów według wzrostu. Najwyżsi byli w jedenastym plutonie, a najniżsi w piętnastym. Do szatni przekazaliśmy w workach nasze ubrania cywilne, które później wysłano pocztą do naszych domów. Trafiliśmy do 1. Kompanii Podchorążych. Początkowo było nas 136 osób (może na początku trochę więcej), później stan ten ciągle się zmniejszał. Wśród przyjętych byli koledzy z cywila i z wojska, którzy razem ze mną zdawali egzaminy i ci, którzy zostali zwerbowani z WAT oraz innych uczelni. Z wojska przyjęto sporo żołnierzy zasadniczej służby wojskowej, byli to: Zdzisław Lasota, Krzysztof Błażejczyk, Roman Parciński, Marek Wasilewski, Władysław Torchała, Stanisław Roman Błażków, Czesław Skraba, Stefan Suchora, Antoni Bracławski, Kapustka, B. Dymitrowicz, Andrzej Mosiołek (chociaż ja zapamiętałem, że nazywał się Musiołek), Andrzej Rosiński, Henryk Kaczorek, Jerzy Kasoń, Jan Howard, Wiesław Łaguniak, Karol Zalewski, Jerzy Zaręba, Dybowski, Ryszard Biały, Wiesław Urbanowski). Zostali oni wyznaczeni na stanowiska dowódców drużyn. Nikt z nowo przyjętych z cywila nie został dowódcą drużyny, zmieniło to się dopiero po pierwszym semestrze i wtedy obowiązkowo każdy z podchorążych, przez pół roku, w ramach praktyki pełnił obowiązki dowódcy drużyny, czy pomocnika dowódcy plutonu.
1. Kompanię Podchorążych podzielono na pięć plutonów, w każdym plutonie były trzy drużyny, co zostało zapisane w rozkazie organizacyjnym, który odczytano nam na apelu. Dowódcą 11. Plutonu Podchorążych został por. Zbigniew Mendoń (awansowany w październiku na stopień kapitana), pomocnikiem dowódcy plutonu st. kpr. Roman Leszek, a następnie st. kpr. Graczyk, dowódcami drużyn: kpr. pchor. Andrzej Rosiński, st. szer. pchor. Jerzy Kasoń i szer. pchor. Roman Parciński. Był to pluton o profilu wojsk radiotechnicznych z kierunkową stacją „Jawor-M”. Dowódcą drugiego plutonu podchorążych został ppor. Edward Bartkowiak, pomocnikiem dowódcy plutonu plut. Golec, dowódcami drużyn kpr. pchor. Krzysztof Błażejczyk, kpr. pchor. Stanisław Roman Błażków i st. szer. pchor. Jerzy Zaręba, był to pluton o profilu rozpoznanie i przeciwdziałanie (zakłócanie). Połowa plutonu szkoliła się w zakresie rozpoznania, a połowa w zakresie przeciwdziałania (zakłócania). Dowódcą 13. Plutonu Podchorążych został początkowo ppor. Henryk Sańko, ale w związku z Jego odejściem na studia wyznaczono na to stanowisko por. Stanisława Majkę, pomocnikiem dowódcy plutonu był początkowo plut. Graczyk, a następnie st. kpr. Mors, dowódcami drużyn zostali: 1. drużyny kpr. pchor. Zdzisław Lasota, 2. drużyny szer. pchor. Ryszard Biały, a 3. drużyny st. szer. pchor. B. Dymitrowicz, który po niecałym roku studiów odszedł do Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie. Był to pluton o profilu wojsk radiotechnicznych z kierunkową stacją P-35. Przydzielono mnie do drugiej drużyny 13. Plutonu Podchorążych. Dowódcą 14. Plutonu Podchorążych został chor. Jan Suś, pomocnikiem dowódcy plutonu plut. Kubiak, dowódcami drużyn byli: kpr. pchor. Czesław Skraba, st. szer. pchor. Jan Howard i st. szer. pchor. Stefan Suchora. Był to pluton o profilu wojsk radiotechnicznych z kierunkową stacją radiolokacyjną „Jawor-M”. Dowódcą 15. Plutonu Podchorążych został mł. chor. Janusz Górecki, pomocnikiem dowódcy plutonu plut. Marcinek, dowódcami drużyn zostali: kpr. pchor. Antoni Bracławski, kpr. pchor. Andrzej Mosiołek i st. szer. pchor. Marek Wasilewski. Był to pluton o profilu Wojska Rakietowe. Dowódcą 1. Kompanii Podchorążych wyznaczono kpt. Jerzego Turbińskiego, a szefem kompanii plut. Jerzego Szajmana. Pisarzami dowódcy 1. kompanii byli: pchor. Stefan Suchora, a w późniejszym okresie pchor. Andrzej Wielgosiński. Pisarzami szefa 1. Kompanii byli: pchor. Wiktor Korycki, pchor. Wiesław Urbanowski, pchor. Waldemar Jóźwiak, a w późniejszym okresie pchor. Andrzej Pawelus. Wszyscy pomocnicy dowódców plutonów byli żołnierzami zawodowymi, którzy ukończyli Podoficerską Szkołę Zawodową im. Rodziny Nalazków w Elblągu, a dowódców plutonów przeszkalano w WOSWZmech. we Wrocławiu.
1. Kompania Podchorążych weszła w skład batalionu podchorążych, którego dowódcą był ppłk Gerard Kochański, a zastępcą ds. politycznych mjr Stanisław Lewandowski. W skład batalionu podchorążych wchodziły jeszcze dwie kompanie: 2. Kompania Podchorążych, której dowódcą był mjr Ryszard Kot, był to najstarszy rocznik podchorążych WOSR i 4. Kompania Podchorążych, której dowódcą był kpt. Marian Łaguz. Dopiero w 1972 roku utworzona została 3. Kopania Podchorążych, której dowódcą został mjr Jan Puchalski i od 1972 roku batalion podchorążych składał się z czterech kompanii podchorążych.
Komendantem WOSR był płk dr inż. Wacław Kazimierski, zastępcą ds. liniowych płk dypl. Marian Grzybalski, zastępcą ds. szkolenia płk Józef Skierski, zastępcą ds. technicznych płk Stanisław Pagacz, zastępcą ds. politycznych płk Zbigniew Kazimierczak, szefem Wydziału Ogólnego płk mgr Marian Staszków, kwatermistrzem płk Czesław Jasiński, a komendantem Garnizonu Jelenia Góra-starszym oficerem ds. ogólnowojskowych był płk Edward Rodzik. WOSR w odróżnieniu od WOSL z Dęblina nie miała stanowiska szefa sztabu szkoły, ale obowiązki te pełnił szef Wydziału Ogólnego Szkoły. Oddział Szkolenia WOSR był wówczas podzielony na cykle przedmiotowe. Były wtedy następujące cykle: cykl przedmiotów społeczno-politycznych, cykl elektro i radiotechniki, cykl taktyki, cykl pracy bojowej, cykl zautomatyzowanych systemów dowodzenia, cykl podstaw radiolokacji, cykl sprzętu i cykl ogólnokształcący.
WOSR podlegała wówczas pod Dowództwo Wojsk Lotniczych z Poznania i podchorążowie nosili stalowe mundury oraz czapki tego samego koloru. Pagony munduru były odszyte białym sznurkiem i do pagonów przyczepione były metalowe odznaki WOS (Wyższa Oficerska Szkoła), a do klap munduru przyczepione były dwie odznaki rodzaju wojsk radiotechnicznych. Naszyty na obu rękawach munduru jeden szeroki biały pasek oznaczał, że jest to podchorąży pierwszego rocznika, jeden szeroki i jeden wąski biały pasek – drugiego rocznika, jeden szeroki i dwa wąskie białe paski – trzeciego rocznika i jeden szeroki i trzy wąskie paski – czwartego rocznika. Na początku powstania szkoły w Beniaminowie-Białobrzegach koło Warszawy, w 1952 roku, podchorążowie nosili mundury koloru khaki, spodnie koloru ciemny granat z czerwonymi lampasami i czapki koloru khaki z czerwonymi otokami. Następnie, po przeniesieniu szkoły, w 1955 roku, do Jeleniej Góry, wydano podchorążym mundury koloru khaki, spodnie koloru ciemny granat z niebieskimi lampasami i czapki koloru khaki z niebieski otokami, pagony były obszyte ozdobnym biało-czerwonym sznurkiem, a do pagonów przyczepione były metalowe odznaki SO (Szkoła Oficerska), na wzór przedwojennych liter SP (Szkoła Podchorążych). Dopiero we wrześniu 1959 roku odbyła się w Szkole pierwsza promocja oficerów w stalowych mundurach, za które oficerowie musieli zapłacić z własnych funduszy. Po przybyciu do pododdziału zostaliśmy umundurowani w stare mundury typu „deszczyk”, pas, czapki, buty. Mundur „moro”, mundur wyjściowy i płaszcz zimowy też nam wydano, ale one miały być wykorzystane tylko na szczególne okazje. Na czwartym roku studiów otrzymaliśmy także letnie płaszcze, które przysługiwały tylko kadrze zawodowej. Otrzymaliśmy w zasadzie wszystko, co żołnierzowi-słuchaczowi było potrzebne: pełne oporządzenie (broń kbkaK, łopatkę, maskę przeciwgazową i płaszcz OP-1), plecak, niezbędnik, menażkę, maniorkę, rację żywnościową „S”, buty żołnierskie i półbuty wyjściowe, pastę do butów, szczotki do ubrania i do czyszczenia butów, pastę i szczoteczkę do zębów, mydło, krem „Nivea”, maszynkę do golenia, żyletki, pędzelek do golenia, onuce, bo wtedy jeszcze skarpet nam nie wydano, raportówkę parcianą, zeszyty, przybory do pisania itp. Książki mogliśmy wypożyczać w bibliotece. Jedzenie na stołówce też było smaczne, w porównaniu z tym, jakie miałem wcześniej w internacie. Do tego obsługiwały nas kelnerki. Początkowo korzystaliśmy ze stołówki nr 3 „Pod Zegarem”, tej w pobliżu budynków gospodarczych, później ze stołówki nr 1 przy PKT, która znajdowała się po prawej stronie, idąc od pomnika w stronę bramy głównej. Przemarsze na posiłki odbywały się w szyku zwartym.
Przez pierwsze dwa tygodnie od 15 do 30 września 1971 r. nie byliśmy jeszcze podchorążymi tylko kandydatami na podchorążych i każdy musiał się przedstawiać, jako „kandydat”. Tytułu podchorążego wraz ze stopniem wojskowym mogliśmy używać dopiero po uroczystej immatrykulacji, która odbyła się 1 października 1971 roku. W okresie od 15 września do rozpoczęcia roku szkoleniowego 1 października wykonywaliśmy różne czynności, uczyliśmy się matematyki i innych przedmiotów w ramach wyrównania poziomu nauczania. Uczono nas regulaminów, musztry, strzelania. Kapelmistrz-dowódca orkiestry wojskowej WOSR mjr Józef Pasek, wraz z tamburmajorem chor. sztab. Andrzejem Augustyniakiem uczyli nas śpiewać „Gaudeamus” i „Pieśń Rycerską”, ale najwięcej czasu poświęcaliśmy na wykonywanie prac porządkowych: sprzątanie rejonów (wewnętrznych i zewnętrznych), grabienie liści, malowanie budynków gospodarczych (świniarni) itp.
Studia w WOSR, w latach 1971-1975
Pierwszy i drugi rok studiów w WOSR, lata 1971-1973
W dniu 1 października 1971 r. po powrocie z urlopów podchorążych starszego rocznika 2. i 4. Kompanii, zebrano nas wszystkich w mundurach wyjściowych w Sali kinowej kina „Śnieżka”, gdzie odbyło się uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego. Odśpiewaliśmy „Gaudeamus” i „Pieśń Rycerską” przy akompaniamencie Orkiestry WOSR pod dyrekcją mjr Józefa Paska. Odbył się wykład inauguracyjny i symbolicznie wręczono indeksy dziesięciu podchorążym, którzy najlepiej zdali egzaminy wstępne do uczelni. Pozostali podchorążowie otrzymali indeksy w rejonie zakwaterowania pododdziału. Przez okres studiów indeksy do ręki otrzymywaliśmy tylko w okresie sesji, a po jej zakończeniu musieliśmy je zdawać i były przechowywane w kancelarii dowódcy kompanii.
Od uroczystej immatrykulacji mogliśmy używać tytułów „szeregowy podchorąży” lub aktualnego stopnia z dodaniem tytułu podchorąży, aż do zakończenia studiów. W okresie unitarnym od 15 września do 1 października nie mogliśmy samodzielnie wychodzić z pododdziału i chodzić po terenie szkoły. Można było poruszać się tylko z dowódcą drużyny lub innym podchorążym, który przyszedł na studia z zasadniczej służby wojskowej. Po rozpoczęciu roku szkoleniowego to się zmieniło, ale na przepustki wyszliśmy dopiero po uroczystej przysiędze wojskowej, która odbyła 30 listopada 1971 roku. Na samym początku okresu unitarnego, może po 3 dniach pobytu w WOSR, samodzielnie wyszedłem do kiosku, który znajdował się przy bramie głównej, po zakupy i trafiłem na płk Mariana Grzybalskiego, któremu oddałem honor zwykłym krokiem. Płk mnie zatrzymał i zapytał czy jestem z wojska, czy z cywila. Żeby nie podpaść, powiedziałem, że jestem z wojska i wtedy kazał mi zawrócić i oddać honor krokiem defiladowym (trzy kroki defiladowe przed przełożonym i jeden po minięciu przełożonego). Gdybym powiedział, że jestem z cywila, to chyba by mnie nie wracał, tylko miał pretensje do moich przełożonych, że mnie wypuścili samodzielne na teren koszar, gdzie obowiązywały określne zasady żołnierskiego zachowania się. Na początku ci podchorążowie, którzy przyszli z cywila, nie znali regulaminowego zachowania się, nie mieli określonych, żołnierskich nawyków i nie wiedzieli jak mają się zachowywać w kontaktach z przełożonymi. Nauczyli nas tego dowódcy drużyn i dowódca plutonu. Nasz dowódca plutonu przekazał nam, że najważniejsze są cztery zasady, które w wojsku wówczas obowiązywały: na pierwszym miejscu była dyscyplina, na drugim – porządek ogólnowojskowy, na trzecim – dbałość o sprzęt i mienie wojskowe i na ostatnim – wyszkolenie.
Pomimo że wyszkolenie było na ostatnim miejscu, to w naszym odczuciu było ono najważniejsze i poświęcano mu najwięcej czasu i uwagi. W zakresie działalności instruktorsko-metodycznej ze szkolenia z przedmiotów ogólnowojskowych (musztra, regulaminy, szkolenie strzeleckie, szkolenie specjalistyczne itp.) również obowiązywały odpowiednie schematy (zasady) nauczania. Wszystko odbywało się według następujących punktów instruowania (nauczania): co was nauczę (czego was będę uczył), do czego służy, na jaką komendę się wykonuje, wzorowy pokaz, pokaz z opisem i przejście do ćwiczenia praktycznego, które dzieliło się na ćwiczenia na tempa i ćwiczenia bez temp. Instruktaż również został podzielony na trzy części i wyróżniano: instruktaż wstępny, bieżący i końcowy.
Od rozpoczęcia roku akademickiego na zajęcia chodziliśmy plutonami. Każdy nasz dzień wyglądał podobnie, o godzinie 6.00 pobudka, następnie zaprawa poranna, toaleta poranna, sprzątanie rejonów zewnętrznych i wewnętrznych, śniadanie, apel poranny i o godzinie 8.00 rozpoczynały się zajęcia (wykłady, ćwiczenia), które trwały do obiadu. Po obiedzie obowiązkowa nauka własna, która trwała do kolacji, po kolacji o 19.30 obowiązkowe oglądanie dziennika telewizyjnego, po dzienniku sprzątanie rejonów wewnętrznych, apel wieczorny (odczytanie rozkazu dziennego dowódcy kompanii) i o godzinie 22.00 capstrzyk. Każda drużyna otrzymała swoją salę żołnierską, łóżka w sali były głównie normalne, ale były także łóżka piętrowe. Każdy dowódca drużyny spał na pierwszym łóżku po prawej stronie od wejścia do sali żołnierskiej. Było to konieczne, ponieważ rano, 15 minut przed pobudką, dowódcy drużyn byli budzeni przez podoficera dyżurnego kompanii, który udzielał im instruktażu do zaprawy porannej i przekazywał inne potrzebne informacje. Podoficer dyżurny kompanii otrzymywał wcześniej rano instruktaż od oficera dyżurnego WOSR. Zajęcia odbywały się przez pięć dni w tygodniu (6-7 godzin dziennie), do tego jeden dzień był dyspozycyjny. Matematyki uczył nas ppłk Bartoszczyk i pani mgr Witczak, która była żoną ppor. Wiesława Witczaka, a na drugim roku pani mgr Barbara Kuźniar, przesympatyczna kobieta o gołębim sercu. Ponieważ pani Witczak urodziła dziecko i poszła na urlop macierzyński, nie widziałem jej od 1972 roku. Będąc na weselu u mojej rodziny 10 września 2004 roku w Dobroniu koło Pabianic, zauważyłem młodą dziewczynę, którą wydawało mi się, że ją kiedyś gdzieś spotkałem. Zapytałem moją rodzinę, kto to jest i wtedy dowiedziałem się, że jest to Dorota, córka państwa Witczaków, którzy już mieszkali w Łasku. Widziałem ją pierwszy raz, ale była bardzo podobna do swojej matki, mojej nauczycielki matematyki. Języka rosyjskiego uczyła nas pani mgr Dolores Wysopal, która w przepiękny, bardzo sugestywny sposób opowiadała nam o Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg) przepięknym mieście, mieście doktorów, z którego pochodziła, o jego historii, zabytkach i zwyczajach tam panujących. Anten uczył nas płk Jan Florkowski, przesympatyczny wykładowca, który dużo opowiadał nam o historii i tradycjach szkoły w Jelenie Górze, wizytach przełożonych i kontaktach kadry z ludnością cywilną regionu. Zajęcia z fizyki przeprowadzał z nami bardzo pryncypialny, wymagający, dokładny i precyzyjny kapitan, a później mjr Franciszek Latosiński, a jego żona pani mgr Teresa Latosińska uczyła nas chemii. Kpt. Franciszek Latosiński, oprócz podstawowego podręcznika do nauki fizyki, zalecał nam zakup dodatkowego podręcznika z fizyki autorstwa Marty Skorko. Nigdzie nie mogłem dostać tej książki, więc napisałem list do starszej siostry Janiny do Chorzowa i do młodszej siostry Marii do Pabianic, żeby poszukały podręcznika w tamtejszych księgarniach. Skutek był taki, że w niedługim czasie otrzymałem aż dwie te książki, jedną z Chorzowa, a drugą z Pabianic. Jedną mam do tej pory, a drugą oddałem, któremuś z kolegów podchorążych. Najciekawszym naszym wykładowcą był kpt. Stanisław Siwa, który bardzo lubił grać w szachy i zawsze musiał wygrywać. Natomiast płk Ryszard Szczęsny bardzo dużo i ciekawie opowiadał nam o garnizonach lotniczych, a szczególnie o Goleniowie i Mirosławcu. Najbardziej lubiliśmy przedmioty techniczne i humanistyczne, najmniej ogólnowojskowe.
Zapamiętałem również, że najlepiej wyprasowany mundur i spodnie nosił w naszej kompanii pchor. Wiktor Korycki. Ponieważ był mistrzem w tych sprawach, poprosiłem go o wyprasowanie także mojego munduru i spodni na promocję i mi nie odmówił. W WOSR zawsze bardzo uroczyście obchodzono Dzień Podchorążego. 29 listopada 1971 r. wszyscy podchorążowie WOSR, w ramach takiego właśnie dnia, wyszli wieczorem na ulice w Jeleniej Górze. Maszerowaliśmy dumnie, w ugrupowaniu zwartym niosąc w ręku zapalone pochodnie. Musiało to pięknie wyglądać, bo mieszkańcy Jeleniej Góry stawali na ulicy i patrzyli na nas z zaciekawieniem. Nam, podchorążym 1. Kompanii też to się bardzo podobało, bo maszerując mogliśmy podziwiać piękno Jeleniej Góry i wspominać czasy historyczne, kiedy wieczorem 29 listopada 1830 roku podchorążowie Szkoły Podchorążych w Warszawie, pod dowództwem ppor. Piotra Wysockiego atakiem na Arsenał rozpoczęli powstanie listopadowe. Dzień Podchorążego uroczyście obchodziliśmy też w następnych latach, były organizowane spotkania integracyjne z tańcami z zaproszonymi dziewczynami, w „Perle Zachodu” (pierwsze spotkanie), w Klubie Garnizonowym w Jeleniej Górze (w 1974 roku, ostanie spotkanie na IV roku) i inne, zdaje się w Klubie Podchorążego WOSR.
30 listopada 1971 roku o godzinie 10.00 na placu alarmowym (apelowym) WOSR w Jeleniej Górze odbyła się uroczysta przysięga podchorążych 1. Kompanii. Na przysięgę przyjechały rodziny z całej Polski i wtedy po raz pierwszy otrzymaliśmy przepustki i mogliśmy wyjść z rodzinami do miasta Do mnie przyjechała moja mama, ciocia, siostra z Chorzowa z rodziną i kolega z Wrocławia. Okres do przysięgi był dla nas bardzo trudny i wyczerpujący, poznawaliśmy swoje charaktery, nawiązywaliśmy przyjaźnie, a najważniejsze dla nas były swobodne, szczere, koleżeńskie rozmowy, które prowadziliśmy w palarni. Kolegom z trzeciego plutonu recytowałem wiersze i czytałem na dobranoc fragmenty z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Myślałem, że była to tylko taka chwilowa potrzeba kontaktu z literaturą i poezją, ale po trzech latach od ukończenia szkoły, w 1978 roku, spotkałem w Poznaniu mojego kolegę z plutonu por. inż. Jerzego Wójtowskiego, który zaczął mi recytować wiersz „Czaty” Adama Mickiewicza i powiedział, że zapamiętał go z tamtych trudnych czasów. Pamiętam, że kiedyś pełniąc służbę w kompanii, przyszedł do mnie mł. chor. Janusz Górecki i chciał, żebym go natychmiast ostrzygł, bo wezwał go do siebie Komendant Szkoły. Odpowiedziałem, że nie mam czym, więc przyniósł mi nożyczki, które były bardzo tępe. Nie miałem ochoty go strzyc tymi tępymi nożyczkami, ale otrzymałem rozkaz, który musiałem wykonać. Nie bardzo byłem zadowolony z tego, co zrobiłem, ale gdy mł. chor. Janusz Górecki wrócił od komendanta, był usatysfakcjonowany i powiedział, że wszystko jest dobrze i mi podziękował.
Po przysiędze trwało normalne codzienne szkolenie. Na Święta Bożego Narodzenia otrzymaliśmy 10 dni urlopu, ale tylko ci, którzy mieli wszystkie oceny pozytywne. Pozostali już po pięciu dniach musieli wracać na uczelnię. W ciągu roku otrzymywaliśmy 10 dni urlopu na Święta Bożego Narodzenia, 5 dni na Wielkanoc i 20 dni we wrześniu, po zakończeniu roku akademickiego (szkoleniowego). W dzień wyjazdu na Święta Bożego Narodzenia szef kompanii, dokonał przeglądu naszego wyjściowego umundurowania i stwierdził, że niektórzy podchorążowie mają za krótkie płaszcze i w takich płaszczach na urlop nie pojadą. Mój płaszcz też był za krótki, więc go wymieniłem na dłuższy z pchor. Ryszardem Berczyńskim z czternastego plutonu.
Po Świętach Bożego Narodzenia, na początku Nowego Roku 1972, wróciliśmy do uczelni. Po tak surowym nas traktowaniu i wytężonym, bardzo wyczerpującym psychicznie i fizycznie okresie szkolenia, jaki przeszliśmy od 15 września do Świąt Bożego Narodzenia, w czasie urlopu nastąpiło całkowite rozluźnienie. Poczuliśmy wolność i swobodę. Po przyjeździe na uczelnię myśleliśmy, że najgorsze mamy już za sobą, ale było inaczej. Nasi przełożeni wzięli nas na taktykę za budynki gospodarcze, w pobliżu Jeżowa Sudeckiego, i tam w ramach przypomnienia o wojsku przeprowadzili z nami zajęcia z taktyki, w czasie których musieliśmy kilka razy zdobywać wzgórze czołganiem przez pełzanie. Wróciliśmy zdegustowani i oburzeni takim traktowaniem podchorążego, ubrudzeni oraz zmęczeni. Po powrocie do rejonu zakwaterowania, w związku z niewłaściwym i poniżającym potraktowaniem, w ramach protestu, kilku czy może nawet kilkunastu podchorążych napisało raporty o zwolnienie z WOSR. Wśród nich był mój kolega Józef Pytel. Do tego czasu kilku podchorążych odeszło już z 1. Kompanii. Pierwszy, który nie dostarczył świadectwa maturalnego został przeniesiony do Szkoły Chorążych WRt, innych skreśliła komisja lekarska, pchor. Gustaw Gronowski, na własną prośbę przeniósł się WOSWŁ do Zegrza koło Warszawy. Z opóźnieniem do 1. Kompanii przybył pchor. Wojciech Bogut, który przyszedł z cywila i pchor. Zdzisław Nikliborc, który przyszedł z WOSWZmech. z Wrocławia.
W styczniu 1972 roku, 13. Pluton 1. Kompanii Podchorążych uczestniczył w wycieczce do Szklarskiej Poręby. Z Jeleniej Góry do Szklarskiej Poręby dojechaliśmy pociągiem. Z 13. Plutonu w wycieczce uczestniczyli podchorążowie: Ryszard Biały, Wojciech Bogut, Henryk Czyżyk, Janusz Durda, B. Dymitrowicz, Gustaw Gronowski, Andrzej Głowacki, Andrzej Góźdź, Waldemar Jóźwiak, Zdzisław Lasota, Kazimierz Mądry, Józef Pytel, Andrzej Sobótka, Emil Szymański, Henryk Studziński, Edward Suchodolski, Marian Truchan, Andrzej Wielgosiński, Jerzy Wójtowski, Jerzy Wierzbowski, Wiesław Urbanowski oraz st. kpr. Mors. Na przełomie lutego i marca wydano mam indeksy i rozpoczęła się wiosenna sesja egzaminacyjna. W trakcie roku akademickiego były dwie sesje egzaminacyjne, wiosenna na przełomie lutego i marca i letnia na przełomie lipca i sierpnia. Po zakończeniu sesji wiosennej w 1972 roku, podchorążowie, którzy zdali terminowo wszystkie egzaminy zostali wyróżnieni awansami na kolejny stopień wojskowy. Mnie również awansowano na stopień starszego szeregowego. Był to pierwszy mój awans w wojsku, z którego bardzo się cieszyłem, kolejne awanse już nie robiły na mnie takiego wielkiego wrażenia, może dopiero awans na majora czy pułkownika. Na trzecim roku otrzymałem awans na stopień sierżanta.
W 1972 roku na mocy zarządzenia nr 017/Org. z 25 marca 1972 roku WOSR została przekazana z Wojsk Lotniczych do Wojsk OPK. Z tej okazji odbyła się uroczysta zbiórka na placu alarmowym (apelowym) WOSR. Pamiętam płomienne wystąpienie gen. dyw. pil Romana Paszkowskiego, ówczesnego dowódcy WOPK, który przejmował szkołę i to, że przez okres zbiórki cały czas padał ulewny deszcz. Byliśmy bardzo przemoczeni i defilowaliśmy w strugach deszczu i kałużach wody rozpryskującej się od uderzeń naszych butów. W 1972 roku nastąpiła także zmiana na stanowisku komendanta WOSR, odszedł płk dr inż. Wacław Kazimierski, a nowym komendantem został gen. bryg. pil. Julian Paździor. Pamiętam, że zorganizowano nam marsz na 70 km (może to było ponad 80 km) z pełnym oporządzeniem Maszerowaliśmy cały dzień, od rana (poderwano nas alarmem w nocy) do wieczora, z przerwą na posiłek, po trasie Lubomierz – Wleń – Zapora Pilichowicka – Jeżów Sudecki. Do rejonu zakwaterowania wróciliśmy bardzo zmęczeni, po kolacji szef kompanii zapytał, czy ktoś chce wyjść na przepustkę, zgłosił się tylko jeden pchor. Jan Howard, który w trakcie marszu źle się poczuł i resztę trasy pokonał jadąc w karetce pogotowia. Pozostali podchorążowie wyczerpani i osłabieni poszli spać. Pamiętam, że w ramach szkolenia (zawodów taktyczno-bojowych), cała kompania została wyprowadzona na koniec poligonu szkolnego pod las i tam mieliśmy szkolenie. Spaliśmy w namiotach zbudowanych z naszych płaszczy-peleryn przeciwdeszczowych, a że w nocy padał deszcz musieliśmy do namiotu przynosić gałęzie i na nich spaliśmy, a pod nimi płynęła woda. Na drugi dzień uczestniczyliśmy w szkoleniu, rozwijaliśmy i zwijaliśmy antenę wysokościomierza PRW-11 (mógł to być PRW-9). Musieliśmy pokonać plamę chemiczną, nawiązać łączność, elementem szkolenia sanitarnego było też opatrywanie bandażami rannych.
W okresie studiów, w ramach praktyk, pełniliśmy także służby: dyżurnego kompanii, podoficera dyżurnego kompanii, wartownika, pomocnika dowódcy warty, dowódcy warty, chodziliśmy na patrole, a na czwartym roku studiów, pod nadzorem oficera-konsultanta – pełniliśmy funkcję oficera dyżurnego WOSR. Moim konsultantem był mjr mgr Józef Mateja. WOSR co roku organizowała spartakiady. Odbywaliśmy też marszobiegi na 10, 20, 30 i 40 km. Były też alarmy przeciwchemiczne, po ogłoszeniu których musieliśmy siedzieć w maskach przeciwgazowych nawet w salach wykładowych, w czasie zajęć. Wówczas wykładowcy dyktowali nam swoje wykłady, które obowiązkowo musieliśmy zapisywać.
Z okazji Święta Wojska Polskiego, które było obchodzone 12 października 1972 roku, szef kompanii skierował nas do Szkoły Podstawowej na spotkanie z uczniami, gdzie mieliśmy mówić o funkcji (roli) wewnętrznej i zewnętrznej Wojska Polskiego w państwie. Jako nauczyciel z cywila z przyjemnością poszedłem na to spotkanie. Wraz z pchor. Tadeuszem Fidlerem, byłem na spotkaniu w szkole, do której chodziło dużo dzieci kadry WOSR. Spotkanie było bardzo ciekawe i interesujące. miałem dużo pytań od dzieci i nauczycieli. Odpowiadałem szczerze o tym jak jest w wojsku, w tym także o karach dyscyplinarnych. Po tym spotkaniu wezwał mnie szef kompanii i powiedział, żebym więcej nie straszył dzieci wojskiem.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 1973 w Klubie Garnizonowym w Jeleniej Górze zorganizowano dla dzieci kadry WOSR choinkę z paczkami żywnościowymi. Potrzebny był Mikołaj do ich rozdawania. Szef kompanii wyznaczył mnie i pchor. Edwarda Suchodolskiego i skierował nas do Klubu Garnizonowego. W Klubie Garnizonowym powitały nas sympatyczne panie z komitetu organizacyjnego, dały mi strój Mikołaja, w który się przebrałem i wręczałem paczki podawane przez pchor. Edwarda Suchodolskiego i panie z komitetu. Opowiedziałem dzieciom skąd przybyłem i zapytałem także, czy były grzeczne. Wszystkie odpowiedziały, że tak i żadne nie przyznało się do tego, że było niegrzeczne. Oczywiście przed otrzymaniem paczki zadawałem im pytania. Kiedy podchodziły do mnie po prezenty widziałem autentyczny strach w ich oczach i natychmiastową autentyczną radość po otrzymaniu paczki. Będąc już oficerem w 9. plm, w Debrznie, na początku 1981 roku, też występowałem w roli Mikołaja, na spotkaniu choinkowym w Klubie Garnizonowym, zorganizowanym dla dzieci kadry przez Wojskowe Przedszkole. Tak byłem przebrany, że nawet moja córka mnie nie poznała. Z pchor. Edwardem Suchodolskim, chodziłem nieraz do Milicyjnej Izby Dziecka w Jeleniej Górze, gdzie pomagaliśmy dzieciom w nauce. Chodziłem czasem do Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze, a w znajdującym się na terenie WOSR kinie „Śnieżka” obejrzałem prawie wszystkie filmy.
Na drugim roku, po trzecim semestrze, wiosną 1973 roku, zostałem wybrany „Żołnierzem Miesiąca”. Ceniłem ten tytuł, bo decydowali o nim nie tylko dowódcy, ale moi koledzy podchorążowie z naszej kompanii. Byłem wtedy w stopniu starszego kaprala podchorążego, zrobiono mi zdjęcie, które przez miesiąc wisiało w holu 1. Kompanii Podchorążych z następującą opinią: „st. kpr. pchor. Henryk Czyżyk, znany jest każdemu z nas ze swego pogodnego, wesołego usposobienia. Umiejętności życia w kolektywie, z chętnego angażowania się w pracę społeczną. Jego zawsze właściwe, charakteryzujące się wysoką kulturą i godnością postępowanie zjednuje mu sympatię kolegów, a uznanie i opinię wzorowego podchorążego u przełożonych. Jest jednym z najbardziej wartościowych żołnierzy 13. Plutonu”. Taką opinię w imieniu podchorążych 1. Kompanii napisał o mnie st. kpr. pchor. Jerzy Wójtowski z 13. Plutonu.
Na drugim roku mieliśmy już praktyki. Osobiście odbyłem je w 27. brt w Witkowie Pyrzyckim koło Stargardu Szczecińskiego. Razem ze mną na praktykach w Witkowie byli podchorążowie: Antoni Paliwoda, Władysław Torchała, Andrzej Ponomarów i Wiesław Jezierski. Dowódcą tego batalionu był ppłk Witold Zbroiński, szefem sztabu-zastępcą dowódcy mjr dypl. Ryszard Blomka, a zastępcą ds. politycznych mjr Zdzisław Synoś. Po powrocie z praktyk mieliśmy letnią sesję egzaminacyjną, awansy, otrzymałem wtedy awans na stopień plutonowego i wyjazd na urlop. Sesję zdałem dobrze, cześć egzaminów w terminie zerowym i oprócz awansu zostałem wyróżniony brązową odznaką „Wzorowy Podchorąży”, którą mam do dziś oraz listem pochwalnym do rodziców. Żeby zdobyć taką odznakę trzeba było mieć średnią za semestr powyżej 4,25. Po ukończeniu drugiego roku studiów w WOSR, w 1973 roku, na kurs pilotażu, do WOSL w Dęblinie odeszli od nas, podchorążowie: Stefan Suchora, Henryk Nowacki, Jan Nogieć, Mieczysław Mytkowicz, Romuald Kędra, Emil Szymański, Tadeusz Mazur, Marian Zielkowski i Jacek Oses. Warunkiem przyjęcia do WOSL było zdanie wszystkich egzaminów, jakie obowiązywały na drugim roku WOSR. 9 września 1973 roku na Placu Ratuszowym (Rynku) w Jeleniej Górze odbyła się uroczysta promocja pierwszego wypustu oficerów, którzy ukończyli WOSR. Przeprowadził ją Główny Inspektor Techniki WP gen. dyw. Zbigniew Nowak. Po promocji wszyscy podchorążowie wyjechali na statutowe urlopy.
-
Trzeci i czwarty rok studiów, w WOSR, w latach 1973-1975
Po powrocie z urlopów dowiedzieliśmy się, że po dwóch latach dowodzenia odchodzi od nas dowódca kompanii mjr Jerzy Turbiński i przychodzi nowy dowódca mjr Leon Mozolewski, który był wcześniej w wojskach powietrzno-desantowych. Zapanowała wielka radość i wiara w lepszą przyszłość. Nowy dowódca był z cywila nauczycielem po Liceum Pedagogicznym, zawsze w sposób taktowny i kulturalny osiągał swoje cele wychowawcze i dyscyplinę. Osobiście poznałem mjr Leona Mozolewskiego już na początku pierwszego roku w WOSR, ponieważ do Szkoły Młodszych Specjalistów WRt, do 13. Kompanii, której dowódcą był mjr Leon Mozelewski, powołano mojego starszego kolegę z Technikum Przemysłowo Pedagogicznego z Wrocławia i został tam pisarzem. Zaprosił mnie do siebie i pewnej niedzieli po śniadaniu go odwiedziłem. Siedzieliśmy w kancelarii dowódcy kompanii i wspominaliśmy czasy pobytu w TPP we Wrocławiu, nagle drzwi się otworzyły i do kancelarii wszedł oficer w stopniu majora. Zerwałem się wystraszony, bo wiem jakby zareagował w tej sytuacji dowódca 1. Kompanii Podchorążych (ówczesny kapitan) i się przedstawiłem. Mój starszy kolega bez większego strachu przedstawił mnie swojemu dowódcy, który kazał nam siedzieć spokojnie i zapytał czy ja też jestem z cywila nauczycielem. Odpowiedziałem, że tak. Został z nami chwilę, opowiedział, że był nauczycielem po Liceum Pedagogicznym, trochę pożartował, przeprosił i wyszedł. Dla mnie było to wielkie pozytywne zaskoczenie i zazdrościłem koledze, że trafił do tak wspaniałego, kulturalnego i wyrozumiałego dowódcy.
Mieliśmy też przeprowadzkę kompanii z pierwszego bloku po lewej stronie idąc od torów kolejowych w stronę placu alarmowego (apelowego), do drugiego bloku, przed którym stał pomnik kpt. pil. Sylwestra Bartosika. Początkowo zakwaterowano nas na strychu, ale później przeniesiono na parter i tam już pozostaliśmy do zakończenia studiów w WOSR. Na trzecim roku byłem na praktyce szefa kompanii, którą odbyłem w Ośrodku Szkolenia Specjalistów Radiolokacji w Chorzowie-Mieście. Szefem kompanii był tam sierż. Korelus. Wraz z pchor. Andrzejem Ponomarów byłem też na praktyce w 27. brt w Witkowie Pyrzyckim i na ćwiczeniach w 233. kompanii radiotechnicznej w Łękini, koło Miastka, której dowódcą był kpt. Marian Ośko. Kompania radiotechniczna w Łękini podlegała pod 23. brt ze Słupska. Jeszcze dwa razy przebywałem w tych okolicach, latem 1981 roku, wraz z 9. plm z Debrzna byłem przebazowany w takcie ćwiczeń na lotnisko zapasowe 28. plm OPK do Pieniężnicy, a także latem 1987 roku, gdy byłem szefem sztabu-zastępcą dowódcy 2. plm „Kraków” i prowadziłem tam rekonesans lotniska Pieniężnica. Następnie w ramach ćwiczenia organizowanego przez DWL pk. „Jastrząb-87” z przejściem do ćwiczenia pod kryptonimem „Przyjaźń-87”, pułk był przebazowany na to lotnisko. Korzystając z uprzejmości mojego starszego kolegi z WOSR, dowódcy 233. krt kpt. inż. Jerzego Bańki, moje stacje radiolokacyjne 19. brt mogły zabezpieczać loty i pracować zgodnie z grafikiem WOPK z nasypów posterunku radiotechnicznego w Łękini, a jego stacje radiolokacyjne w tym czasie przechodziły przegląd techniczny.
Na początku trzeciego roku studiów uczestniczyliśmy w uroczystej odprawie wart przed Grobem Nieznanego Żołnierza na Placu Zwycięstwa w Warszawie, po której braliśmy udział w patrolowaniu stolicy. Każdy patrol składał się z dwóch podchorążych. Jako plutonowy podchorąży byłem dowódcą patrolu. Towarzyszył mi plut. pchor. Andrzej Pawelus. Uzbrojeni byliśmy w pistolety 9 mm P-64 „CZAK” wraz z magazynkiem amunicji. Wcześniej na młodszym roczniku też braliśmy udział w uroczystej odprawie wart przed Grobem Nieznanego Żołnierza, ale bez uczestniczenia w patrolowaniu Warszawy. W obu wypadkach zakwaterowano nas w logistycznej jednostce wojskowej znajdującej się w Warszawie na Młocinach. Po zakończeniu piątego semestru, w marcu 1974 roku, piętnasty pluton podchorążych o profilu Wojsk Rakietowych, został przeniesiony na 1,5 roku, na szkolenie, do CSWRiA, do Bemowa Piskiego. Pluton ten powrócił do Jeleniej Góry dopiero na promocję w sierpniu 1975 roku. Przed wyjazdem do CSWRiA, do Bemowa Piskiego, na własną prośbę, do 15. Plutonu zostali przeniesieni podchorążowie: Wojciech Bogut z 13. Plutonu, Marian Dering i Dariusz Trojanowski z 11. Plutonu oraz Zbigniew Kuliński i Włodzimierz Monczakowski z 12. Plutonu. Z 15. Plutonu część podchorążych przeszła w tym czasie też do innych plutonów.
Na dwa tygodnie przed Świętami Wielkanocnymi 1974 roku cała kompania (z wyjątkiem piętnastego plutonu, który naukę jazdy i egzaminy na prawo jazdy odbył rok wcześniej w Jeleniej Górze w związku z przeniesieniem do CSWRiA w Bemowie Piskim) została skierowana na naukę jazdy samochodowej do 24. Ośrodka Szkolenia Specjalistów Samochodowych WOPK w Mrzeżynie, którego komendantem był mjr Gustaw Janik, a dowódcą drugiej kompanii szkolnej kpt. Leszek Górski. Skierowano nas tam, na naukę jazdy, ponieważ ośrodek w okresie pomiędzy poborem jesiennym i wiosennym był wolny. W Mrzeżynie uczyliśmy się prowadzić ciężkie pojazdy samochodowe (Stary, ZIS-y, Ził-y i Gaz-69), jakimi dysponował ośrodek. Jazda odbywała się początkowo na poligonie w Trzebiatowie, następnie jeździliśmy w mieście i zakończyliśmy szkolenie jazdą nocną po ulicach Trzebiatowa. Szkolili nas instruktorzy, żołnierze służby zasadniczej, z ośrodka. Oprócz jazdy ciężkimi pojazdami samochodowymi na strzelnicy w Mrzeżynie mieliśmy strzelania, a na poligonie w Trzebiatowie – taktykę nocną z pokonywaniem przeszkód terenowych i pozoracją nieprzyjaciela. Z Mrzeżyna większość podchorążych udała się, do domów, na urlopy, na Święta Wielkanocne, a tylko nieliczni tacy jak Waldemar Jóźwiak, Adam Liborio, Stanisław Zarówny, Stanisław Błażków i nasi przełożeni z dowódcą mjr Leonem Mozolewskim na czele, wrócili z bronią i naszym polowym umundurowaniem do WOSR. Egzaminy ze szkolenia samochodowego i egzaminy państwowe na prawo jazdy zdawaliśmy w Jeleniej Górze, w ramach letniej sesji egzaminacyjnej.
W 1974 roku przygotowywaliśmy się do defilady XXX-lecia PRL, która odbyła się na Placu Defilad w Warszawie w dniu 22 lipca 1974 roku. Na trybunie honorowej byli: Leonid Breżniew, Edward Gierek, Piotr Jaroszewicz, Henryk Jabłoński i inni przedstawiciele państwa i wojska. Przed trybuną najpierw przedefilował rzut pieszy, a po nim rzut kołowy i rzut powietrzny, który wykonał przelot na wysokości 350 m. Rzut pieszy i kołowy przygotowywał się na lotnisku Bemowo w Warszawie, a rzut powietrzny na lotnisku w Modlinie. Przed defiladą mieliśmy próbę generalną. Dowieziono nas o północy samochodami na Plac F. Dzierżyńskiego, obecnie Plac Bankowy, stamtąd maszerowaliśmy ul. Marszałkowską w kierunku Placu Konstytucji, na Plac Defilad i po defiladzie udaliśmy się do samochodów i wróciliśmy na lotnisko Bemowo. W czasie defilady przebyliśmy tę samą trasę. Do defilady przygotowywaliśmy się cztery miesiące, trzy miesiące w Jeleniej Górze i czwarty ostatni miesiąc na lotnisku Bemowo w Warszawie. Zakwaterowani byliśmy w namiotach, na lotnisku Bemowo, gdzie codziennie ćwiczyliśmy musztrę przez 6, a nawet 8 godzin. Zaczynaliśmy od musztry pojedynczego żołnierza z bronią, musztry drużyny, musztry plutonu i na musztrze kompanii kończyliśmy. Mieliśmy broń kbkaK z bagnetem oraz buty z gwoździami i metalową podkówką pod piętą, takie, jakie miała wówczas Kompania Reprezentacyjna WP. Do defilady ćwiczyliśmy tak, że w każdym szeregu było 13 osób (13×12). Jedna osoba była rezerwowa, bowiem szeregów w ugrupowaniu było 12, a do defilady szliśmy w ugrupowaniu, kwadrat 12×12. W naszym batalionie były trzy kompanie podchorążych: kompania z WOSR z Jeleniej Góry, kompania z WOSL z Dęblina i kompania z Wyższej Szkoły Oficerskiej Milicji ze Szczytna. Z miasteczka namiotowego na Bemowie nie mogliśmy wychodzić do miasta tylko sporadycznie, za zgodą przełożonych. Jedzenie w czasie zgrupowania było bardzo dobre. W tym czasie w Niemczech odbywały się Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Wszystkie mecze oglądaliśmy w namiocie, gdzie wstawiono nam kolorowy telewizor. Nasza drużyna grała znakomicie i zdobyła srebrny medal i uplasowała się na trzecim miejscu. Po meczu całą polską drużynę przywieziono na lotnisko Bemowo na spotkanie z nami. Mieliśmy również spotkania z ludźmi kultury, twórcami, artystami, piosenkarzami i aktorami. Moja grupa spotkała się z Jonaszem Koftą. Po defiladzie wszyscy otrzymaliśmy pisemne podziękowanie od Ministra Obrony Narodowej gen. armii Wojciecha Jaruzelskiego. Następnie udaliśmy się do WOSR, gdzie odbyła się sesja egzaminacyjna, promocja podchorążych 4. Kompanii, której na Placu Ratuszowym (Rynku) w Jeleniej Górze dokonał gen. dyw. pil. Roman Paszkowski, dowódca WOPK i wyjazd na urlop statutowy.
W czasie urlopu, we wrześniu 1974 roku, wraz z sierż. pchor. Tadeuszem Fidlerem, byłem świadkiem, na ślubie mojego kolegi z 12. Plutonu, sierż. pchor. Andrzeja Pawelusa. Ślub odbył się w USC, w Łodzi.
Na końcu trzeciego lub na początku czwartego roku otrzymaliśmy tematy prac dyplomowych. Wyznaczono mi temat „Zasady organizacji działań bojowych w pododdziałach radiotechnicznych w różnych sytuacjach powietrznych”. Prace dyplomowe musieliśmy pisać odręcznie. Moja praca była niejawna, więc zarejestrowałem zeszyt 100 kartkowy, w kratkę, formatu A-4 i w nim pisałem, przeważnie w niedzielę, swoją pracę. Do pracy musiałem powklejać rysunki, w pierwszej wersji zdjęcia rysunków zrobił mi kolega z młodszego rocznika pchor. Silski, ale praca wyglądała zbyt grubo, więc powklejałem kserokopie rysunków.
Pod koniec czwartego roku, w czerwcu 1975 roku, studiów zdawaliśmy państwowe egzaminy końcowe przed komisją egzaminacyjną, która przyjechała z Dowództwa WOPK z Warszawy. Przeprowadzono także z nami rozmowy kadrowe dotyczące przydziału do jednostek, w których mieliśmy służyć po promocji. Chciałem otrzymać przydział do jednostki w Łasku, ale otrzymałem tylko jedną propozycję – do Debrzna. W lipcu 1975 roku zostaliśmy skierowani na miesięczną praktykę. Osobiście zostałem skierowany do 25. brt, 9. plm, do Debrzna, ale pułk i 25. brt był w tym czasie przebazowane na lotnisko do Wdzydz Tucholskich (Borska), wiec trafiłem do Borska, gdzie w ramach praktyk prowadziłem zajęcia z żołnierzami zasadniczej służby wojskowej, obserwowałem pracę bojową w czasie zabezpieczania lotów i jako dowódca patrolu chodziłem na patrole. Sprzęt radiotechniczny 25. brt był rozwinięty w zachodniej części lotniska. Mieszkałem, tak jak pozostała kadra 25. brt, w miejscowości Przytarnia koło Wiela, w kwaterze u państwa Orlikowskich. Będąc szefem sztabu-zastępcą dowódcy 2. plm „Kraków”, w sierpniu 1985 roku 2. plm „Kraków” przygotowywał się do ćwiczeń w Astrachaniu. Wówczas na lotnisku Wdzydze Tucholskie (Borsk) w tym samym miejscu nakazałem rozwinięcie sprzętu 19. brt. Jednakże sytuacja się zmieniła, bo drzewa trochę urosły i musieliśmy wybudować nasyp pod stację radiolokacyjną i usunąć kilka drzew, żeby mieć dobrą wykrywalność w kierunku północnym, a szczególnie w kierunku poligonu Ustka, gdzie realizowaliśmy zadania bojowe odpalania z samolotu MiG-21 rakiet R-3s, na podczerwień, do bomby świetlnej opadającej na spadochronie CP-100.
Po powrocie do WOSR zaczęły się obrony prac dyplomowych. Obroniłem swoją pracę 8 sierpnia 1975 roku. Następnie odbywały się przygotowania do promocji. Otrzymaliśmy wówczas pełne wyposażenie jakie przysługiwało oficerowi: sorty mundurowe, mundury służbowe i wyjściowe (letnie i zimowe), bieliznę, rękawiczki (letnie i zimowe), ręczniki, walizkę itp. Przed promocją część mojego wyposażenia zawiozłem do domu do Kociszewa, a resztę zabrałem po promocji. WOSR przygotowywała się do naszej promocji z bardzo wielkim rozmachem, ponieważ promocji miał dokonać Minister Obrony Narodowej gen. armii Wojciech Jaruzelski. Z tej okazji, między innymi naszym wysiłkiem, wybudowano tunel pod torami kolejowymi, otwarto nowy hotel-internat oraz basen. W przeddzień promocji na zbiórce wręczono nam dyplomy ukończenia studiów wyższych i odznaki szkoły Ponieważ już przyjechały do nas rodziny, to w czasie naszej zbiórki przebywały one w Klubie Podchorążego. W przeddzień promocji w USC w Jeleniej Górze odbył się ślub naszego kolegi sierż. pchor. Tomasza Piekarskiego, w którym uczestniczyliśmy w mundurach oficerskich z zakrytymi pagonami, z kordzikami i utworzyliśmy szpaler, pod którym musiała przejść para młoda. Kordziki kupiliśmy za własne pieniądze, które jeden z podchorążych zbierał od nas na czwartym roku studiów (co miesiąc trzeba było odłożyć 100 zł z żołdu) i zamówił oraz kupił kordziki dla całej kompanii. Zbieraliśmy też pieniądze na książeczkę mieszkaniową dla Marii Brajer (Marysi), wychowanki Domu Dziecka z Karpacza i w dniu naszej promocji została jej wręczona książeczka mieszkaniowa. W dniu 31 sierpnia 1975 roku o godzinie 10.00 na placu alarmowym (apelowym) WOSR odbyła się uroczysta promocja, której dokonał gen. armii Wojciech Jaruzelski. Do promocji byliśmy ubrani w mundury służbowe, z zakrytymi pagonami, z bronią i w hełmach z siatkami maskującymi na głowie. Dopiero po promocji nastąpiło odkrycie pagonów. Przed promocją podchorążych z 1. Kompanii, co mieli niższe stopnie wojskowe, awansowano do stopnia sierżanta. W czasie promocji odczytano decyzję przewodniczącego Rady Państwa prof. Henryka Jabłońskiego o awansowaniu nas na pierwszy stopień oficerski. Była to trzecia promocja oficerów, którzy ukończyli WOSR. Prymusem został ppor. inż. Zbigniew Chąciak, drugą lokatę uzyskał ppor. inż. Kazimierz Kopeć, a trzecią ppor. inż. Jerzy Kasoń. Po promocji zaprosiliśmy swoje rodziny na obiad do stołówki nr 2, koło dyrekcji nauk. Obiady dla rodziny musieliśmy wykupić wcześniej. Po obiedzie udaliśmy się do kasyna na uroczyste promocyjne spotkanie z gen. armii Wojciechem Jaruzelskim, komendantem WOSR gen. bryg. pil. Julianem Paździorem, zaproszonymi przez komendanta szkoły gośćmi i kadrą komendy szkoły. Na spotkanie każdy z nowo promowanych oficerów mógł zabrać tylko dwie osoby. Zaprosiłem moją matkę i moją narzeczoną, Krystynę obecną moją żonę. Spotkanie odbyło się na stojąco. Po spotkaniu gen. armii Wojciech Jaruzelski wraz z komendą Szkoły i zaproszonymi gośćmi pożegnał się i opuścił kasyno. My zorganizowaliśmy miejsca dla swoich rodzin i zaczął się nasz pierwszy bal oficerski, który trwał do późnych godzin wieczornych. Były tańce, śpiewy i toasty, w tym na cześć naszego dowódcy kompanii mjr Leona Mozolewskiego. Do mnie na promocję przyjechał moja matka, matka chrzestna, moja narzeczona ze swoją matką i rodziną, siostra z Chorzowa z rodziną oraz koledzy z Wrocławia i z Kociszewa.
W 1975 w WOSR z 1. Kompanii Podchorążych było promowanych na pierwszy stopień oficerski 71 sierżantów podchorążych, byli to: Bara Andrzej, Batkiewicz Tadeusz, Berczyński Ryszard, Biały Ryszard, Błażejczyk Krzysztof, Błażków Stanisław, Bogut Wojciech, Boroń Jan, Bracisiewicz Waldemar, Bracławski Antoni, Brzeziński Andrzej, Chołuj Wiesław, Chąciak Zbigniew, Ciężki Jan, Czapczyk Andrzej, Czyżyk Henryk, Dering Marian, Durda Janusz, Fidler Tadeusz, Gabryś Edward, Grzeszczuk Janusz, Guzenda Jan, Gwoździewski Henryk, Howard Jan, Jezierski Wiesław, Jóźwiak Waldemar, Karaś Grzegorz, Kasoń Jerzy, Kędzierski Longin, Kopeć Kazimierz, Korycki Wiktor, Krzaczkowski Waldemar, Kuliński Zbigniew, Lasota Zdzisław, Libner Bogusław, Liborio Adam, Monczakowski Włodzimierz, Mądry Kazimierz, Metecki Andrzej, Mosiołek Andrzej, Nakielski Grzegorz, Nikliborc Zdzisław, Paliwoda Antoni, Pawelus Andrzej, Pawlaczyk Jerzy, Pędzich Marian, Pielech January, Piekarski Tomasz, Ponomarów Andrzej, Rosiński Andrzej, Rypulak Stanisław, Siembida Marian, Skraba Czesław, Słotwiński Stanisław, Stasiak Marian, Stępniak Marian, Strzelecki Edward, Suchodolski Edward, Torchała Władysław, Trojanowski Dariusz, Truchan Marian, Urbanowski Wiesław, Wasilewski Marek, Wawrzycki Krzysztof, Wielgosiński Andrzej, Wilczyński Wojciech, Włodarczyk Witold, Wójtowski Jerzy, Zaguła Ireneusz, Zając Henryk, Zaręba Jerzy i Zarówny Stanisław, a w 1976 promowany na pierwszy stopień oficerski był jeszcze jeden z naszych kolegów, który nie zdążył w nakazanym czasie napisać pracy dyplomowej. Był to pchor. Paweł Kralik. Zdjęcia z promocji mojego szeregu, a w szeregu było nas ośmiu, znalazłem w 1976 roku na plakacie w Goleniowie i w 1981 roku, w bloku nr 56, znajdującym na terenie ASG WP w Rembertowie. Obok mnie z prawej strony stał ppor. inż. Wiesław Urbanowski, a z lewej strony klęczał ppor. inż. Andrzej Wielgosiński. Przed promocją wypłacono nam pensję 3450 zł, była to pensja z najniższego stanowiska oficerskiego w WP. Po promocji udaliśmy się na miesięczny urlop wypoczynkowy. Po urlopie zostaliśmy skierowani do dowództw Rodzajów Sił Zbrojnych. Najwięcej oficerów trafiło do WOPK, część do Wojsk Lądowych w tym do WOPL (do WOPL zostali skierowani ppor. inż.: Andrzej Czapczyk, Jan, Howard, Antoni Paliwoda, January Pielech) do Marynarki Wojennej ppor. mar. inż. Jerzy Pawlaczyk, do 103. pl MSW, do Warszawy ppor. inż. Andrzej Ponomarów, a pięciu do Wojsk Lotniczych z tego: do 25. brt, do Debrzna został skierowany ppor. inż. Henryk Czyżyk, do 38. ddl w Świdwinie został skierowany ppor. inż. Marian Siembida, do 45. ddl do Nowego Miasta nad Pilicą ppor. inż. Władysław Torchała, do 7. BLBR w Powidzu ppor. inż. Krzysztof Błażejczyk i do Piły ppor. inż. Waldemar Bracisiewicz (po 1978 roku służył w 2. CDB w Pile).
Służba w Wojskach Lotniczych i Siłach Powietrznych
Z Dowództwa Wojsk Lotniczych, z Poznania skierowano mnie do 4. Pomorskiej Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego do Malborka, gdzie przyjął nas (ponieważ ze mną byli także oficerowie z innych WOS), szef sztabu-zastępca dowódcy 4. PDLM ppłk dypl. Józef Nowak. Z Malborka wraz z ppor. inż. Lechem Płócienniczakiem, który ukończył WOSS w Pile, zostaliśmy skierowani do 9. plm do Debrzna. W pułku w Debrznie zostałem skierowany do 25. brt na stanowisko inżyniera radiolokacyjnej stacji „Jawor-M2”, a mój kolega do 55. batalionu zaopatrzenia, na stanowisko dowódcy plutonu samochodowego. W 25. brt przyjął mnie szef sztabu-zastępca dowódcy batalionu, mjr Zdzisław Bednarek. Dowódcą 25. brt był wówczas kpt. mgr inż. Marian Szymańczuk, zastępcą ds. technicznych kpt. Bogusław Kubica, a zastępcą ds. politycznych kpt. Franciszek Szlęk. 25. brt składał się z dwóch kompanii, ja zostałem skierowany do 1. krt, której dowódcą był kpt. Aleksander Kłosowski, 2. krt w tym czasie dowodził por. Jakub Steć. 25. brt w tym czasie był świeżo po przebazowaniu z Wdzydz Tucholskich (Borska) do Debrzna. Sztab 25. brt znajdował się na lotnisku Debrzno, a sprzęt radiotechniczny batalionu na umocnionym radiolokacyjnym posterunku znajdujący się w pobliżu miejscowości Myśligoszcz, oddalonym 7 km od lotniska, w kierunku północno-wschodnim. Zaraz po przybyciu do jednostki wojskowej, do Debrzna zrobiłem to, co polecił nam zrobić nasz ostatni dowódca 1. Kompanii Podchorążych mjr Leon Mozolewski, zapisałem się do KKOP i złożyłem wniosek o przydział mieszkania (kwatery).
W 25. batalionie radiotechnicznym 9. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Debrznie byłem między innymi: inżynierem RLS „JAWOR-M2”, starszym pomocnikiem szefa sztabu 25. brt ds. szkolenia, starszym pomocnikiem szefa służb technicznych 25. brt, dowódcą kompanii, szefem sztabu 2. eskadry lotnictwa myśliwskiego i starszym pomocnikiem szefa sztabu 9. plm ds. operacyjnych.
W 1980 roku zostałem skierowany na Wyższy Kurs Doskonalenia Oficerów do Centrum Doskonalenia Lotniczego w Dęblinie, a 29 września 1981 roku, po pozytywnym zdaniu egzaminów, rozpocząłem studia w Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Warszawie-Rembertowie. W latach 1984-1985 byłem starszym oficerem operacyjnym 9. plm, a w latach 1985-1988 byłem szefem sztabu-zastępcą dowódcy stacjonującego w Goleniowie 2. pułku lotnictwa myśliwskiego „Kraków”, który wchodził w skład 4. Pomorskiej Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego z dowództwem w Malborku.
Przez dziesięć lat (1988-1998) służyłem w dowództwie 3. Dywizji Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Świdwinie, najpierw na stanowisku szefa wydziału operacyjnego-zastępcy szefa sztabu dywizji, następnie szefa sztabu-zastępcy dowódcy dywizji i przez kolejne prawie dwa lata pełniłem obowiązki dowódcy 3. DLMB i dowódcy Garnizonu Świdwin.
Od 1998 r. pełniłem obowiązki dyżurnego operacyjnego-zastępcy szefa sztabu WLOP, a następnie asystenta szefa sztabu Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej. Decyzją Ministra Obrony Narodowej z 20 czerwca 2002 r. zostałem wyznaczony na stanowisko szefa Zarządu Uzupełnień i Spraw Personalnych, a od 29 listopada 2002 r. byłem szefem Zarządu Zasobów Osobowych (A-1) WLOP. Od 10 maja do 19 lipca 2004 r. pełniłem obowiązki zastępcy dowódcy Centrum Operacji Powietrznych. Z dniem 31 marca 2005 roku zostałem przeniesiony do rezerwy. Od dnia 15 kwietnia 2005 do 9 kwietnia 2006 r. byłem pracownikiem wojska w Oddziale Organizacyjnym Zarządu Zasobów Osobowych (A-1) Dowództwa Sił Powietrznych. Następnie od 10 kwietnia 2006 r. pracowałem na stanowisku szefa Sekretariatu do Spraw Wynalazczości Sił Powietrznych, a od 9 kwietnia 2008 roku do 31 marca 2014 roku pracowałem na stanowisku szefa Sekretariatu ds. Działalności Racjonalizatorskiej Sił Powietrznych.
Epilog
W dniach 7-8 października 1995 roku, po dwudziestu latach od promocji, w tych samych murach WOSR w Jeleniej Górze, w których kiedyś studiowaliśmy i mieszkaliśmy, odbył się zjazd absolwentów naszego rocznika „Promocji-1975”, na który przyjechało 41 osób. Organizatorami zjazdu byli: ppłk mgr inż. Jan Ciężki, ppłk mgr inż. Waldemar Jóźwiak, ppłk mgr inż. Antoni Bracławski i ppłk dr inż. Grzegorz Nakielski.
Z 1. Kompanii Podchorążych WOSR, „Promocji-1975” najwyższe stanowiska w Wojsku Polskim piastowali następujący oficerowie: gen. bryg. Marian Dering był zastępcą dowódcy-szefem sztabu 2. KOP, płk dr inż. Zbigniew Chąciak był szefem sztabu WSI, płk dr inż. Henryk Czyżyk był szefem Zarządu Zasobów Osobowych (A-1) Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej, płk mgr inż. Antoni Paliwoda był zastępcą szefa Biura Operacji WSI, płk dypl. inż. Stanisław Słotwiński był szefem Wojsk Radiotechnicznych Sił Powietrznych, płk dypl. inż. Edward Gabryś był zastępcą szefa Zarządu Analiz Rozpoznawczych (P-2) Sztabu Generalnego WP, płk dypl. inż. Jan Boroń był szefem Oddziału Planowania i Koordynacji Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych, a płk mgr inż. Wojciech Bogut był szefem Wydziału Ewidencyjnego WLOP. Natomiast tytułami doktorów z 1. Kompanii Podchorążych, WOSR, „Promocji-1975” legitymuje się trzech oficerów, są to: Zbigniew Chąciak, Henryk Czyżyk i Grzegorz Nakielski, a także Stefan Suchora, który po drugim roku studiów w WOSR, odszedł do WOSL, do Dęblina.
Z naszych Kolegów, z 1. Kompanii Podchorążych WOSR, rocznika 1971-1975, na wieczną wartę odeszli ś.p.: por. inż. Edward Suchodolski (zmarł 11 września 1983 r. i został pochowany na cmentarzu w Czernicy, gmina Jeżów Sudecki), ppor. inż. January Pielech (został pochowany na cmentarzu w Świdnicy, przy ul. Słowiańskiej), kpt. dypl. inż. Jan Howard, por. inż. Jerzy Kasoń, zmarł tragicznie, mjr inż. Jerzy Zaręba (zmarł w 2000 r., został pochowany w województwie świętokrzyskim), ppłk mgr inż. Zdzisław Lasota (zmarł 25 lutego 2013 r. i został pochowany na Cmentarzu Parafialnym w Raszynie, koło Warszawy), mjr inż. Andrzej Bara (zmarł 7 kwietnia 2015 r. i został pochowany na cmentarzu komunalnym w Pabianicach, k. Łodzi), mjr inż. Dariusz Trojanowski (zmarł w 2015 r. i został pochowany na cmentarzu we Wrocławiu), mjr inż. Adam Liborio (zmarł w kwietniu 2018 r.), mjr inż. Jerzy Wójtowski, (zmarł tragicznie 24 stycznia 2020 r. i został pochowany na cmentarzu w Mosinie, koło Poznania), ppłk dypl. inż. Zdzisław Nikliborc (zmarł 31 marca 2021 r. i został pochowany na cmentarzu w miejscowości Polanka Wielka, koło Oświęcimia), mjr inż. Henryk Gwoździewski (zmarł 24 stycznia 2022 r. i został pochowany na nowym cmentarzu w Zielonej Górze, przy ul. Wrocławskiej), mjr dypl. inż. Wiktor Korycki, zmarł w szpitalu w Malborku 27 marca 2023 r. i został pochowany w grobie rodzinnym na Cmentarzu Komunalnym w Malborku, przy ul. Głowackiego, płk dypl. inż. Stanisław Słotwiński, zmarł w szpitalu we Wrocławiu 10 września 2023 r. i został pochowany na cmentarzu w miejscowości Pęgów koło Wrocławia, mjr inż. Zbigniew Kuliński zmarł w szpitalu w Warszawie 21 września 2023 r. i został pochowany na cmentarzu na Starych Powązkach w Warszawie, przy ulicy Powązkowskiej 14, płk mgr inż. Antoni Paliwoda, zmarł w Sochaczewie 19 grudnia 2023 r. i został pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Sochaczewie – Wypalenisko, przy ul. Trojanowska 89, płk dr inż. pil. Stefan Suchora (zmarł 10 marca 2008 r. i został pochowany na cmentarzu w Rembertowie, przy ulicy Grzybowej), który po drugim roku odszedł do WOSL w Dęblinie, kpt. inż. pil. Romuald Kędra, który po drugim roku odszedł z WOSR do WOSL w Dęblinie i 12 listopada 1985 r. zginął tragicznie waz z ppor. inż. pil. Mirosławem Karpińskim, w katastrofie śmigłowca Mi-2T, ze 103. pl MSW z Warszawy, która wydarzyła się w nocy, w miejscowości Piecki, w rejonie Mrągowa (kpt. Kędra został pochowany na cmentarzu w Lublinie, a ppor. Karpiński na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie), ppłk inż. pil. Mieczysław Mytkowicz (zmarł 14 października 2006 r. i został pochowany w grobowcu rodzinnym na cmentarzu, obok Katedry, w Jaśle), który po drugim roku studiów odszedł z WOSR do WOSL, do Dęblina oraz kpt. inż. pil. Jan Nogieć, zmarł 24 lutego 2020 r i został pochowany na cmentarzu parafialnym w miejscowości Więcławice Stare, gmina Michałowice, powiat krakowski, w województwie małopolskim, który po drugim roku studiów odszedł z WOSR do WOSL, do Dęblina. Ppłk inż. Jerzy Turbiński, były dowódca 1. Kompanii Podchorążych, w WOSR, w latach 1971-1973 zmarł 11 kwietnia 2024 r. i ppłk Leon Mozolewski, były wspaniały dowódca 1. Kompanii Podchorążych, w WOSR, w latach 1973-1975, zmarł 21 maja 2024 r. Obaj dowódcy zostali pochowani na Nowym Cmentarzu Komunalnym w Jeleniej Górze, przy ul. Sudeckiej 68.
płk dr inż. Henryk Czyżyk
Zdjęcie: Wikimedia Commons / Morko94