Gdzie zmierzają wojskowi?

Na początek trochę trywialnie i oklepanie – panta rhei. Wszystko ciągle się zmienia, nawet mój poziom zgorzknienia jest na stabilnej i stałej krzywej wzrostowej. Nie dziwota więc, że i armie świata się zmieniają, ale to co dzieje się za Wielką Wodą jest…

Cywile na Aparaty!

Powinno być „cywile na Drony”, niczym „kobiety na traktory”, ale słowa dron nie znoszę i co do zasady nie używam. Jak donosi NYT w USA zmiany, zmiany zmiany. Nie jest to oczywiście pierwiosnek, gdyż od dawna ochroną baz zajmują się cywile, na kuchni stoją cywile i nie wiadomo co jeszcze robią cywile – można powiedzieć znak czasu. Jednym zdaniem – cywilni operatorzy za sterami wojskowych aparatów bezzałogowych, ale… bez prawa naciskania na spust.

Gdzie to zmierza?

Już dawno temu wyraziłem święte oburzenie po tym, jak przeczytałem, że Boeing odpowiada za utrzymanie określonej liczby samolotów C-17 w gotowości. Słowem – tyle, a tyle ma być gotowe i sprawne do lotów, nieważne co się dzieje. Zamawiają części, zajmują się logistyką itd. No taki, sami wicie, rozumicie, outsorcing nam się zrobił nawet w wojsku. O ile w dobie braku powszechnego poboru utrzymywanie ochrony w bazie czy też zapewnienie posiłków są sensowne, o tyle tutaj już otarliśmy się o niebezpieczne rejony. Wiadomo – żołnierz zawodowy to nie stróż, ani kucharz, on ma się szkolić, dostawać za to solidną kapustę i każdego dnia stawać się coraz doskonalszym zakapiorem, a wszystko po to by zakapiory za granicą bały się naszych zakapiorów. Cywile za sterami to kolejny krok w niezrozumiałym dla mnie kierunku rozmywania esencji wojska.

Strzelą w końcu czy nie?

Obecnie cywile za sterami nie mają prawa pociągać za przysłowiowy spust, ale mogą już operować w misjach zwiadowczych, dozoru, nasłuchu itd. na wszystkich aparatach, w tym teoretycznie na następcach zwiadowczych U-2, czyli Global Hawkach. Nie są to jakieś tam letadła, które można kupić u Alibaby i mieszczące się w kieszeni lub w plecaku. To są już pełnokrwiste maszyny wyposażone w zaawansowaną aparaturę. Normalnie „świat się kończy Pani Popiołkowa…”.

Dla mnie sytuacja jest jasna. Postawione w śródtytule pytanie sprowadza się raczej do „kiedy”, a nie „czy”. Kierunek jest wyraźnie wyznaczony i zmierzamy ku niemu krokiem pewny i defiladowym. Inna sprawa to fakt dopuszczenia cywilnych operatorów do różnych operacji – nie ma tutaj ograniczeń więc mogą uczestniczyć we wszelkiej maści operacjach zwiadowczych/wywiadowczych/specjalnych.

Imperia kontratakują

I tutaj dochodzimy do sedna problemu – coraz większego uzależnienia od korporacji zbrojeniowych, które są już taki silnie „zintegrowane” z armiami na świecie, że praktycznie bez nich ani rusz. Jasnym jest, że koszty badań i rozwoju są na tyle duże w dobie zaawansowanych technologii, że nikogo już nie stać na dłubanie po cichu, w garażu, nowej zabawki i objawienie jej rządowi z pytaniem czy aby tego nie szukają… Pytanie tylko gdzie jest granica?

Prestiż

Cała akcja z cywilami za sterami bierze się z kilku powodów, ale jednym z istotniejszych, obok dużego stresu wynikającego z zabijania na odległość, a po wyjściu z kontenera pójściu na hamburgera, jest brak prestiżu. Co innego mieć skrzydełka pełnokrwistego pilota, który zasiada za sterami „prawdziwego” samolotu, a co innego pilotować aparat. By wypełnić lukę płaci się znaczne sumy cywilom, o wiele większe niż wojskowym na podobny stanowisku, a co za tym idzie może to prowadzić do dalszego obniżenia ilości chętnych do służby na takich stanowiskach i dalszego zwiększenia ilości cywili. Kółko się zamyka.

Aktualizacja 11.10.2016:

Długo nie trzeba było czekać – Boeing ma decydować co lepsze dla USAF. Wybierzcie, zamontujcie i będzie gites! My se polatamy ino ;)))

Krzysztof Kuska

Zdjęcie: U.S. Air Force photo/Senior Airman Nichelle Anderson)