Skrzyżowanie dróg gdzieś na zapleczu linii amerykańskich. Wzdłuż doliny niesie się sporadyczny terkot karabinów maszynowych i odgłosy pojedynczych wystrzałów zwiastujących szybki kres spokoju w tej okolicy. Ruszyła niemiecka ofensywa w Ardenach, a rejon ten wkrótce stanie się niemym świadkiem szaleńczej próby wyeliminowania Aliantów z dalszego kontynuowania walk na froncie zachodnioeuropejskim. Plan Hitlera okazał się być mrzonką, nim jednak nadszedł czas na ostateczny bilans kampanii, upłynęło wiele dni pełnych oczekiwania i niepewności.
Jednym z założeń, które powzięto w przygotowywaniu planów operacji Wacht am Rhein, było wprowadzenie możliwie jak największej dezorientacji i dezinformacji wśród wojsk amerykańskich, tak by wywołanym chaosem i zamętem sparaliżować możliwość koordynacji – a w efekcie – skutecznego odparcia nieprzyjacielskiego natarcia. Cel ten zamierzano osiągnąć stosując niekonwencjonalne metody, wśród których znalazła się Panzer-Brigade 150. Jednostka ta dowodzona przez Otto Skorzennego, stanowiąca zlepek żołnierzy będących przedstawicielami wszystkich rodzajów sił zbrojnych III Rzeszy, miała wśród swoich szeregów Niemców umundurowanych i wyposażonych w amerykański sprzęt. Nigdy nie udało się w pełni doprowadzić jej do zakładanego stanu, jednak nawet nieliczni członkowie (czy raczej należałoby określać ich mieniem samobójców), władający ponadto językiem angielskim stanowili niebezpieczne narzędzie, z którego skwapliwie zdecydowano się skorzystać zimą 1944 roku.
Tymczasem na poboczu błotnistej leśnej drogi, wśród krzaków wznoszących się tuż przy naszym skrzyżowaniu, zaparkowano amerykańskiego jeep’a. Jego obsada wydawała się nie być zainteresowana losem pojazdu. Dwójka Amerykanów majstrowała przy znaku drogowym, wskazującym kierunek na Liege, podczas gdy ich towarzysz wpatrywał się w drogę zakończoną łukowatym zakrętem. Nagle na jej końcu wyłoniła się ciężarówka. Na polecenie kaprala wydane po niemiecku, szeregowi porzucili swoje zadania. Gdy tylko Dodge podjechał do trójki ‘GI’, z wnętrza jego kabiny i paki wyłonili się prawdziwi Amerykanie, patrol MP, którego personel niezwłocznie przystąpił do rozmowy z napotkanym żołnierzami. Ilość pytań zwiększała się, a wraz z nimi pojawiło się wyczuwalne napięcie i wątpliwości… Wtem jeden z Niemców przeładowuje karabin M1, który wskutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, bądź złego wyszkolenia jego użytkownika, zaciął się. Amerykanie nie borykając się z takimi problemami skutecznie zlikwidowali nieprzyjaciela.
Powyższy opis przedstawia założenia pierwszej z czterech scenek, które w ramach projektu Ardeny 44’ organizowanego przez Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, odegrano w pierwszą sobotę lutego 2013 r. w podgdyńskim lesie. Zadaniem naszych reprezentantów było wcielenie się na potrzeby tego projektu w role komandosów Skorzennego oraz żołnierzy z amerykańskich 30th Infantry Division i 82nd Airborne Division. Po raz pierwszy w Polsce rekonstruktorzy mieli okazję zaprezentować Niemców, którzy w amerykańskich mundurach brali udział w walkach w Ardenach, co było dla nas z racji ubogiego materiału ikonograficznego dość kłopotliwym, acz interesującym zadaniem. Jedną z ciekawych kwestii był sposób identyfikacji przez własne oddziały. Źródła wspominają tu o jasnoniebieskich, bądź różowych (sic!) szalikach, które miały w razie potrzeby rozwiać wątpliwości o przynależności narodowej ich właścicieli.
Autor: Michał Kowalski
Zdjęcia: SH Wielka Czerwona Jedynka, Bartłomiej Królikowski