Przed prawie pół wiekiem, wczesną wiosną 1962 roku przypadł mi zaszczyt powitania na Dworcu Głównym w Warszawie i towarzyszenia do Dowództwa Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju najstarszego żyjącego wówczas pioniera polskiego lotnictwa – inżyniera pilota Michała Scipio del Campo.
Pociąg z Katowic wczesnym przedpołudniem zatrzymał się przy peronie i ujrzałem wysiadającego z wagonu I kl. dystyngowanego, wzrostu ponad metr siedemdziesiąt, starszego pana w szarym płaszczu a la jesionka. Przywitałem go z należnym mu szacunkiem i niezwłocznie odjechaliśmy samochodem do wspomnianej instytucji. Tu został przyjęty bardzo życzliwie przez dowódcę, generała dyw. pil. Jana Frey-Bieleckiego. Po około dwugodzinnej wizycie spotkał ppłk. pil. Stanisława Skalskiego (późniejszego generała) i zaprosił go, jak to nadmienił „na przyjacielską pogawędkę” na miasto. W myśl jego życzenia podjechaliśmy pod ekskluzywną restaurację w Śródmieściu, skąd miałem wrócić samochodem do dowództwa, ale innego zdania był przyjezdny gość. Poproszony przez niego zasiadłem przy nakrytym śnieżno białym obrusem stole, na którym począwszy od wędzonego łososia pojawiały się przez trzy godziny smakowite potrawy. Z zachowania uprzejmej obsługi kelnerskiej, akcentującej przesadnie jego hrabiowskie pochodzenie, zorientowałem się, iż bywał w tym lokalu wcześniej. W międzyczasie dosiadł do nas znany publicysta, redaktor wydawnictwa MON, ppłk Eugeniusz Banaszczyk.
Podczas ożywionej dyskusji, głównie charakteru wspomnieniowego, Scipio wyjawił, że celem jego spotkania z generałem – jednocześnie posłem do parlamentu, była interpelacja w kwestii niepoprawnego zachowania się jednego oficera lotnictwa (nazwiska nie wymienił) podczas nielegalnego polowania na terenie łowieckim przynależnym do koła, którego członkiem jest on – Scipio del Campo.
Druga ważniejsza sprawa, którą zainteresował dowódcę dotyczyła możliwości sprowadzenia ze Stanów Zjednoczonych Ameryki zasobnego, liczącego około sześciu tysięcy różnych pozycji w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim i polskim – księgozbioru od inż. Czesława Zbierańskiego.
Indagowany o bliższe dane biograficzne oferenta wyjaśnił, że jest on konstruktorem pierwszego, zbudowanego przy udziale inż. Stanisława Cywińskiego, udanego polskiego samolotu, co osobiście stwierdził podczas oblotu tej maszyny w końcu lata 1911 roku w Warszawie. Od tego czasu nie miał przez wiele lat bezpośredniego kontaktu. Wiadomo mu, że Zbierański na początku I wojny światowej służył początkowo w Legionach, a później po ich rozwiązaniu przez Niemców i Austriaków znalazł się w sztabie powstającej Armii Polskiej we Francji, zajmując się sprawami lotnictwa. Po wojnie zorganizował pierwszą w Polsce fabrykę samochodów pod nazwą As w Warszawie. W latach 30-tych w ciągu 7 lat pełnił funkcję starosty w Łunińcu i Prużanach na Polesiu. Klęska wrześniowa 1939 r. zmusiła go do ponownego wyjazdu na zachód Europy, a potem do Ameryki. Tam będąc już w sędziwym wieku przystąpił do skupywania naukowej literatury lotniczej w przekonaniu, że Polscy pisarze lotniczy nie posiadali i nie posiadają dostępu do bardzo bogatej literatury naukowej, lotniczej istniejącej w wielu krajach cywilizowanego świata, pomimo że wielu z pomiędzy nich podczas 2-ej wojny światowej, przebywało w tych środowiskach (…) Trzeba z żalem przyznać, że w Polsce i dawniej nie było ani licznej i poważnej literatury lotniczej, ani specjalnych cywilnych szkół lotniczych, ani naukowych instytucji lotniczych. Odrodzona wolna Polska, po klęskach drugiej wojny światowej, winna odbudować i rozbudować na najwyższym poziomie swoje lotnictwo. Jest to potrzeba ducha narodu i dla jego niezależności, tak politycznej, jak i ekonomicznej.
Tej idei – jego zdaniem – winna służyć literatura jego Biblioteki Lotniczej powstałej w 50- lecie narodzin pierwszego polskiego samolotu, a którą on zamierza w stosownym okresie przekazać do kraju. Do spełnienia jego woli w sposób decydujący przyczynił się właśnie Scipio del Campo, który w liście do niego napisał:
Szanowny i drogi Panie Czesławie!
Z prawdziwą przyjemnością, po tylu latach, próbuję napisać do Pana, korzystając z adresu, dostarczonego mi via major Skalski. Pojęcia nie miałem, gdzie się Pan w ogóle obraca, a nawet, czy Pan żyje. Mną też losy miotały trochę po całym świecie, — cała Europa, Ameryka południowa etc. Za długo byłoby szczegółowo o tym pisać; od czasów pookupacyjnych mieszkam na Śląsku, gdzie trochę pracuję w moim zawodzie — termotechnice. Pomimo raczej już podeszłego wieku, trzymam się dobrze, jestem jeszcze aktywnym i ruchliwym, uprawiam do dziś dnia sporty, dużo poluję, a nawet czasem fruwam!
Po długich latach zupełnego braku zainteresowania starymi lotniczymi sprawami, zaczęto się ostatnio ruszać: Powstała komisja badań historycznych lotnictwa, klub seniorów lotnictwa, do którego należę. Wygłaszane są audycje radiowe etc.
Treść owego listu, napisanego w 1958 r. zdopingowała Zbierańskiego do zrealizowania swojego życiowego marzenia. Warunkiem przekazania księgozbioru było powołanie Komisji z udziałem m.in. Scipio del Campo i ppłk. Skalskiego. Ponadto zapewnione miało być umieszczenie wszystkich woluminów w wydzielonej części biblioteki pod nazwiskiem darczyńcy. Zgadzając się na te warunki gen. Frey-Bielecki zdecydował ulokowanie, sprowadzonego za pośrednictwem Firmy Hartwig, księgozbioru w Bibliotece Naukowej dowództwa na pierwszym piętrze nad istniejącą do dziś salą kinową.
Po zapoznaniu się z całością cennego daru, komisja w składzie wymienionych wyżej osób oraz przewodniczącego Komisji Lotniczo-Historycznej Dowództwa ppłk. pil. Mariana Durasza, redaktora naczelnego Wojskowego Przeglądu Lotniczego mjr. nawig. Józefa Kopacza, redaktora naczelnego Polski Skrzydlatej mgr. Jerzego Koniecznego, kierowniczki Biblioteki mgr Tamary Szpakowskiej oraz historyczki mgr Alicji Wankratz i wspominającego te zdarzenia, doszła do wniosku, z czym zgodził się Scipio del Campo, że w bibliotece dowództwa nie ma, z uwagi na zamknięty obiekt, warunków do udostępniania publiczności cennej literatury.
W następstwie poczynionych starań rzeczony księgozbiór, w którym większość stanowiły pozycje naukowo-techniczne, został w styczniu 1963 r. przekazany do Biblioteki Instytutu Lotnictwa na Okęciu. Tam, jak niebawem stwierdziła przybyła z Nowego Jorku żona Zbierańskiego oraz członkowie Komisji Dowództwa, stworzono właściwe, zgodne z wymogami bibliotecznymi warunki do studiowania przekazanych ksiąg, zarówno dla pracowników Instytutu, jak i publiczności z zewnątrz, zwłaszcza studentów z Politechniki.
W kolejnych latach moje kontakty z zacnym Seniorem Scipio dotyczyły katalogowania historycznego sprzętu lotniczego zmagazynowanego bez rzeczowej dokumentacji we Wrocławiu. Identyfikacją owego, bezcennego, składającego się z wielu trudnych do rozpoznania eksponatów, zajął się powołany przez Komisję Organizacji Muzeum Lotnictwa i Budowy Domu Lotnika zespół w składzie m.in. konstruktora przedwojennych samolotów, inż. Ryszarda Bartla, oblatywacza-pilota z czasów rosyjskiego lotnictwa Antoniego Mroczkowskiego, inż. Tadeusza Królikiewicza, założyciela i naczelnego redaktora przedwojennej Skrzydlatej Polski, mgr. inż. Jerzego Osińskiego oraz opisującego zdarzenia.