infolotnicze.pl

Jagdgeschwader 26 „Schlageter” – The Abbeville boys – część 1

Abbeville Boys to potoczna nazwa, którą nadano Jagdgeschwader 26 „Schlageter” w okresie II wojny światowej. W zasadzie tyczyła się ona jednej z Gruppen tej formacji, z racji jej stacjonowania w rejonie Abbeville podczas zaciętych walk nad Kanałem Angielskim, ale przyjęła się na określenie całego pułku. Zaprawieni w boju od pierwszych dni wojny piloci JG 26 stanowili do końca wojny ważne ogniwo systemu obrony oraz nie lada problem dla alianckich pilotów. Jednostka sięga swoimi korzeniami roku 1939. Jednak podstaw tej formacji należy szukać znacznie wcześniej.

Początki
W 1936 roku doszło do ważnego wydarzenia w historii dwudziestowiecznej Europy, które nie pozostało bez wpływu na dalsze dzieje kontynentu. Hitler decydując się na wielkie ryzyko doprowadził do zajęcia zdemilitaryzowanych po I wojnie światowej zachodnich części Niemiec. Zaniechania ze strony zwycięskich państw, które nie zareagowały na całą sprawę w sposób zdecydowany, tylko utwierdziły Hitlera w jego planach i w konsekwencji doprowadziły do kolejnych aktów łamania elementarnych zasad prawa międzynarodowego.
Widząc niezdecydowanie polityków Hitler wysłał samoloty z III/134 by zajęły lotnisko w Kolonii. Przed lądowaniem kilkakrotnie okrążyły strzeliste wieże kolońskiej katedry i nie niepokojone przez nikogo wylądowały na lotnisku 8 marca 1936 roku. Co ciekawe jakakolwiek kontrakcja ze strony samolotów przeciwnika zaowocowałaby sukcesem. Nie dość, że amunicja doleciała na lotnisko w Kolonii na pokładach Ju 52 to dodatkowo synchronizatory nie działały na myśliwcach biorących udział w akcji w sposób należyty.
Warto zdać sobie sprawę z ogromnej słabości Luftwaffe w tym okresie. Pomimo wcześniejszego utajonego rozwoju zapoczątkowanego jeszcze przez von Seeckta poprzez zatrzymanie wielu zdolnych oficerów pierwszowojennych , jednostki Luftwaffe po jej oficjalnym odrodzeniu w 1935 nadal były słabe i niedoposażone. Wcześniejszy stopniowy rozwój lotnictwa cywilnego połączony z tajną współpraca z Rosjanami oraz przerzuceniem części  fabryk zagranicę zaczął co prawda przynosić rezultaty, ale wszystko to była kropla w morzu potrzeb by powrócić do potęgi lotniczej jaką były Niemcy z czasów Wielkiej Wojny. Pierwsze kroki zostały jednak poczynione. Alianci pozwolili również na rozbudowane do granic absurdu lotnictwo szybowcowe i sportowe nie widząc w tym fakcie ogromnego potencjału przeszkolonych w podstawowy sposób pilotów, których można było wykorzystać do stworzenia odpowiednich kadr Luftwaffe. Zdecydowane działania w tamtym okresie mogły odwrócić bieg wypadków. Stało się jednak inaczej.

Kierunek Hiszpania
Hitler zachęcony swoimi pierwszymi sukcesami zaczął spoglądać na zachodnie krańce kontynentu europejskiego i zdecydował się, nieoficjalnie co prawda, wspomóc oddziały generała Franco w hiszpańskiej wojnie domowej. Wojna na półwyspie iberyjskim była doskonałym sposobem na zdobycie doświadczenia bojowego i wypróbowanie nowych pomysłów na prowadzenie nowoczesnej wojny powietrznej. Hannes Trautloft z III/JG 134 wraz z 5 samolotami Heinkel He 51 stanowił pierwszy rzut jednostek lotniczych wysłanych na pomoc Franco. Dzięki tej wyprawie późniejsza JG 26 zyskała wielu doświadczonych oficerów i podoficerów, którzy stanowili o sile jednostki w początkowej fazie II wojny światowej.
Szybko rozwijająca się Luftwaffe utworzyła dwa pułki które miały bezpośredni związek z późniejszym JG 26. JG 132 „Richthofen” oraz JG 134 „Horst Wessel”. Staffel z JG 134 uczestniczyła w opisywanym już locie do Kolonii, a cała III/JG 134 przeniosła się w rejon Nadrenii. Następnie III/JG 134 przemianowano na I/JG 234. Numerację Staffeln zmieniono i od teraz stanowiły one 1,2 i 3 Staffel by odpowiadały numeracji pierwszej Gruppe. Tymczasem II/JG 234 powstała dzięki kadrze 5 Staffel z II/JG 134.
Po wprowadzeniu na wyposażenie jednostek Messerschmittów Bf 109 B zanikło charakterystyczne dla JG 234 malowanie części samolotów kolorem pomarańczowym. Znakami rozpoznawczymi stały się malowane na bokach kadłubów herby jednostek. Pomimo utworzenia I/JG 234 i II/JG 234 obie podlegały formalnie JG 134 do 1 listopada 1938 roku kiedy to pierwszym dowódca JG 234 został Eduard Ritter von Schleich. Tego samego dnia jednostka została przemianowana na JG 132. Cała numeracja Luftwaffe jest dość skomplikowana w tym okresie w związku z przedwojennym sposobem nazywania jednostek bazującym na geograficznym kluczu. Jednostki swoje numery otrzymywały w związku ze stacjonowaniem na wyznaczonym terenie. Kilkakrotnie dochodziło do ustalenia nowych granic dystryktów lotniczych co musiało zaowocować zmianą nazewnictwa jednostki.
W wyniku sugestii przekazanych dowództwu, pułk otrzymał swoją nazwę na cześć Alberta Leo Schlagetera, który był znaną postacią w nazistowskich Niemczech i od 11 grudnia nosił nazwę Jagdgeschwader 132 „Schalgeter”. Herbem jednostki stało się malowane gotykiem „S” na tarczy. Co ciekawe drugą wersją było „S” z krzyżem, ale taka wersja z pewnością nie mogła się podobać nazistom jak również fakt, iż Schlageter nie krył się ze swoim przywiązaniem do religii katolickiej.
Każdy żołnierz należący do JG 132 Schalgeter nosił od teraz na prawym rękawie kurtki opaskę z napisem „Jagdgeschwader Schlageter”. W znaczący sposób podniosło to morale w jednostce i z pewnością było dla jej żołnierzy powodem do dumy. 1 maja  1939 roku jednostka otrzymała swoja ostateczną nazwę JG 26 „Schlageter”. (( D.Caldwell, JG 26. Top gunns of the Luftwaffe , Nowy York 1993, s. 8.))

Pierwsze miesiące wojny
Gdy nad niebem Polski trwała wojna, JG 26 zgodnie z wytycznymi zajmował się ochroną północno-zachodniego nieba Rzeszy w rejonie krajów Beneluksu. Standardowa procedura gotowości bojowej wyznaczonych kluczy, wymuszała ustawiczne przesiadywanie w samolotach i pełną gotowość do startu. Pomimo spokoju na zachodzie już pierwszy dzień przyniósł śmiertelną ofiarę w wyniku awarii silnika. Jako ciekawostkę można dodać, że w tym okresie powołano nocną jednostkę myśliwców oznaczoną jako 10(Nacht)/JG 26, a jej dowódcą został Oblt. Johannes Steinhoff, którego wielką kariera w Luftwaffe dopiero się zaczynała i miała trwać również w powojennej Bundeswehrze.
Wypowiedzenie wojny przez Anglię i Francję nie zmieniło zadań postawionych przed JG 26. Dziwna wojna przebiegała spokojnie dla jednostki i przyniosła szybkie powstanie III/JG 26 w Werle pod dowództwem Hptm. Waltera Kienitza. Formalnie pułk był już skompletowany. 28 września odnotowano pierwsze zwycięstwo oraz pierwszą bojowa stratę jednostki. W październiku pułk poniósł stratę jednego pilota z nocnej Staffel, który przymusowo lądował w Holandii i został internowany oraz śmierć jednego z lotników któremu skończyło się paliwo i nie udało mu się wylądować awaryjnie. Zbliżająca się zima spowodował przeniesienie jednostki na lotniska zimowe. Jednocześnie 2 zwycięstwo odniósł Lt. Joachim Munchberg, który zestrzelił m.in. Blenheima  z 57 dywizjonu RAF.
W grudniu nowym dowódca jednostki został Major Hugo Witt. W międzyczasie nocna Staffel została oddelegowana do Jever celem osłony Wilhelmshaven. 18 grudnia doszło do pierwszego większego starcia kiedy to Wellingtony z RAFu poniosły bardzo ciężkie straty . Na 22 samoloty 12 zostało zestrzelonych, a 6 rozbiło się co dało w sumie stratę 18 samolotów. Procent strat był niedopuszczalnie wysoki i zdarzenie to miało znaczący wpływ na dalszy sposób działania Bomber Command.
Koniec roku doprowadził do uszczuplenia stanu jednostki i odejścia 10(Nacht)/JG 26 do JG 2 gdzie została przemianowana na 12(Nacht)/JG 2. Miesiące zimowe biegły spokojnie i aktywność pułku zmalała do niezbędnego minimum. Wojna w Polsce była już dla Luftwaffe tylko wspomnieniem, więc Hitler planował już kolejne kroki spoglądając na zachód. Dla JG 26 okres ten to nowe modele samolotów- Bf 109 E-3 wyposażone w działka MG FF umieszczane w zewnętrznych częściach skrzydeł. W wyniku problemów ze strony zakładów Messerschmitta konwersja na nowy typ samolotu nie postępowała zbyt szybko i lotnicy używali swoich E-1 z 4 karabinami jeszcze do jesieni 1940 roku. Zanim doszło do pełnej wymiany samolotów na zachodzie znów zagrzmiały działa i tak znienawidzona przez pokolenie pamiętające Wielką Wojnę zawierucha wojenna znowu wybuchła. ((D.Caldwell, The JG 26 War Diary, volume one 1939-1942, Londyn 1996, s. 27.))

Kampania na zachodzie
O ile Dziwna wojna minęła spokojnie dla JG 26 to wraz z rozpoczęciem kampanii na zachodzie zaczął się okres intensywnej walki i tak pozostało aż do końca wojny.  Wraz z JG 27, JG 51 i ZG 26, Schlageter stanowił myśliwski trzon Luftflotte 2 dowodzonej przez Kesselringa. Podczas kampanii francuskiej bezpośrednio pod dowództwem JG 26 znajdowała się tylko II i III Gruppe, gdyż I/JG 26 została oddelegowana do JG 21 znanego później jako JG 54. Natomiast tymczasowo pod komendę JG 26 przeszła III/JG 3. ((Wymienność poszczególnych Gruppen stanowiła duży atut dla dowództwa. Możliwe było przemieszczanie Gruppen lub nawet samych Staffeln co był świstanym przykładem tego jak powinny wyglądać elastyczne i potrafiące działać autonomicznie jednostki lotnicze. W Luftwaffe brak było skostnienia, które dotknęło choćby lotnictwo francuskie. Wojna manewrowa wymagał właśnie tego typu elastycznych struktur.))
Poranek 10 maja rozpoczął się dla II i III/JG 26 od ataków na głębokim zapleczu Holenderskim oraz od zadań osłonowych lądujących spadochroniarzy i jednostek przerzucanych droga powietrzną. Samoloty napotkały silny opór ognia przeciwlotniczego i lekkiej broni używanej przez piechotę, która prowadziła ostrzał przy nadarzającej się okazji. Kolejne dni przyniosły intensyfikację działań powietrznych wspomagających postępujące w szybkim tempie wojska lądowe. Trwająca ofensywa wymusiła szybkie przemieszczanie całego zaplecza technicznego co stanowiło cenną lekcję w perspektywie przyszłej wojny ze Związkiem Radzieckim, gdzie odległości do pokonania były znacznie większe, a wymagania dla służb technicznych nieporównywalne. Zdecydowanym ułatwieniem była możliwość zajmowania przejętych i zachowanych w dobrym stanie lotnisk. Jedną z niełatwych akcji tego okresu wspomina Karl Borris: Jest krótko po 6. Podstawa chmur podnosi się, wysokość około 2300 metrów, lekka mgiełka. Pod nami leży ujście Renu, jesteśmy na południe od Dordrechtu. Nagle ktoś woła przez interkom: „Samoloty na prawo. Uwaga Spitfirey.” Mieszane ugrupowanie przeciwnika w skład którego wchodzą Hurricany, Spitfirey i Defianty. Kieruję się w stronę jednego z Defiantów.  Po chwili jestem około 100 metrów z tyłu i powyżej za nim. Dokładnie widzę płomienie z 4 karabinów wieżyczki, myślę jednak, że nie są groźne w walce kołowej. Schodzę niżej i z odległości około 70 metrów otwieram ogień. W tym samym momencie sam zostaję trafiony. Natychmiast wyrywam do góry. W chmurach dokonuje oględzin samolotu. Wskaźniki po lewej roztrzaskane, celownik Revi uszkodzony przez jeden z pocisków. W kabinie pełno benzyny. Silnik zaczyna przerywać. Wychodzę z chmur i próbuję wydostać się z kabiny. Pęd powietrza nie ułatwia zdania. Udaje mi się wydostać dopiero na pułapie około 800 metrów. ((J.Priller, Geschichte eines Jagdgeschwaders, Nackergemünd 1965, s. 59.))
Pokonanie  lotnictwa Holenderskiego nie stanowiło większego problemu, wkrótce jednak przyszło zmierzyć się JG 26 ze znacznie groźniejszym przeciwnikiem. Postępujące kolumny niemieckie szybko rozprawiły się z nieprzygotowaną na taką wojnę armią francuska i Brytyjskim Korpusem Ekspedycyjnym. W błyskawiczny sposób Niemcy pokonali siły aliantów i z konieczności rozpoczęło się gromadzenie żołnierzy w okolicach Dunkierki celem ewakuacji na Wyspy Brytyjskie. Nad miastem w rejonie ewakuacji czekał już parasol złożony z samolotów RAFu. Walki przez cały maj były zacięte i jednostka straciła  w sumie  19 pilotów, którzy zginęli, zostali ranni lub wzięci do niewoli. Straty znaczne, bo sięgające niemal 2 pełnych Staffel.
Luftwaffe według planu swego dowódcy miała zniszczyć przy pomocy silnych bombardowań zgromadzone na plażach wojska aliantów. Wiązało się to z konieczności stawienie czoła samolotom osłonowym. Parasol był bardzo szczelny i Messerschmitty stanowiące osłonę Heinkli musiały toczyć zacięte boje z Brytyjczykami. Po zakończeniu ewakuacji JG 26 skierował się w stronę Paryża by wspomóc dalsza ofensywę prowadzoną przez Wehrmacht. Głównym zadaniem jednostki stało się freie Jagd. Francja chyliła się ku upadkowi i niebawem z braku przeciwników w powietrzu samoloty z Jagdgeschwader 26 atakowały cele naziemne. Czerwiec przyniósł stratę 23 pilotów rannych, zabitych lub wziętych do niewoli.

Bitwa o Wielką Brytanię
W lipcu rozpoczęła się bitwa, która trwała wiele dni i zadecydowała o dalszym przebiegu wojny. Bitwa o Anglię, bo o niej mowa, uwydatniła wszelkie słabości niepokonanej dotąd Luftwaffe. Wraz z III/JG 26 brał w niej udział również Adolf Galland. Tak wspomina 24 lipca: Nad zewnętrzną częścią ujścia Tamizy wdaliśmy się w gwałtowną walkę powietrzną z myśliwcami Spitfire zapewniającymi eskortę. Z moją formacją wziąłem na cel dwa klucze Spitfire’ów, które zaatakowaliśmy znienacka, z korzystnej pozycji ponad nimi. Uczepiłem się lewej, zewnętrznej maszyny i udało mi się podczas wirażu w prawo wpakować w nią długą serię. Anglik poszedł na skrzydło niemal pionowo w dół. Pociągnąłem za nim, póki nie wyleciała naprzeciw mnie odrzucona kabina i nie zobaczyłem wyskakującego pilota. Śledziłem jego upadek, aż do uderzenia w wodę. Spadochron się nie otworzył. Nowoczesne Spitfire’y Vickers-Supermarine były o 20-30 km/h wolniejsze od nas, ale bez wątpienia przewyższały nas zwrotnością. Używane wówczas jeszcze przez Anglików w większości starsze Hawker Hurricany nie mogły się mierzyć z Me 109 szybkością i osiągami we wznoszeniu. Jednoznacznie lepsza była także nasza broń pokładowa i amunicja. Kolejną zaletą okazało się to, że nasze silniki miały pompy wtryskowe zamiast gaźników, dzięki czemu w krytycznych momentach walki powietrznej nie wyłączały się przy ujemnych przyspieszeniach.[…] Podczas tej pierwszej naszej akcji ponieśliśmy dwie straty. ((Jednym z zestrzelonych był Werner Bartels, mechanik i pilot testowy. Podczas wymiany jeńców w 1943 roku wrócił do Niemiec i został włączony do pracy przy Me 262. Aż dziw bierze, że został dopuszczony do tak zaawansowanego projektu po tym jak przebywał w niewoli.)) To przyniosło gorycz, ale równocześnie mogliśmy zarejestrować trzy potwierdzone zestrzelenia. Royal Air Force, co do tego nie mieliśmy żadnych wątpliwości, były bardzo poważnym przeciwnikiem. ((A.Galland, Pierwsi i ostatni, Gdańsk 2007, s.103.))
Poza zaletami były również wady wyposażenia Luftwaffe. Mały zapas paliwa zabierany przez Bf 109 pozwalał jedynie na około 10 minut walki nad Londynem. Dość szumnie brzmią również słowa o lepszym uzbrojeniu zważywszy na fakt, iż wiele było jeszcze maszyn w wersji E-1 tylko z czterema karabinami. Co prawda konwersja na samoloty z działkami następowała, ale powoli. Do JG 26 trafiło też sporo samolotów z silnikiem w wersji N przystosowanym do paliwa o wyższej liczbie oktanowej i posiadającego lepsze osiągi na wyższych pułapach co z pewnością stanowiło spory handicap. Dodatkowo każdy zestrzelony Niemiec w najlepszym wypadku trafiał do niewoli. Zestrzelony Anglik jak miał szczęście następnego dnia już siedział w nowej maszynie gotowy do walki. Ciągłe zmiany taktyki i zadań stawianych myśliwcom oraz brak dalekowzrocznej konsekwencji w działaniu nie pomagały w osiągnięciu zwycięstwa. Pomimo tych i innych przeciwności Niemieccy piloci nie mieli wyjścia i musieli walczyć.
Lotniska nad Kanałem często miały charakter prowizoryczny, ale ciepła letnia pogoda nie utrudniała zbytnio pracy mechanikom jak również nie przeszkadzała w mieszkaniu w namiotach. Zadania stawiane przed Jagdgeschwader 26 głównie opierały się na eskortowaniu bombowców oraz na Freie Jagd. Atakowano również jednostki pływające po kanale chcąc wyłączyć ten szlak żeglugowy. Celem Niemców było uzyskanie w bezpośrednich pojedynkach przewagi w powietrzu. Niezachwiane mniemanie o wyższości niemieckich pilotów i samolotów nad  angielskimi wyrażane przez Göringa miało w krótkim czasie doprowadzić do wykrwawienia Fighter Command i tym samy otworzenia drogi do inwazji. Rzeczywistość pokazała jednak jak bardzo Reichsmarschall się mylił. W początkowych dniach sierpnia pogoda nie sprzyjała intensywnym działaniom lotniczym. Chwila wytchnienia została wykorzystana na odbudowanie stanów jednostek gdyż wielkimi krokami zbliżał się Adlertag.

Dzień orła
13 sierpnia miał być decydującym dniem po którym Anglia miała zmierzać po równi pochyłej w kierunku ostatecznej przegranej. Zmasowany atak niemieckiego lotnictwa miał złamać potencjał i wolę walki RAFu. Bombowce zmierzające w kierunku południowej Anglii miały zrównać z ziemią znaczą cześć lotnisk, a samoloty myśliwskie miały za zadanie w decydującej bitwie zniszczyć jak najwięcej myśliwców przeciwnika. Do 17 z KG 2, Ju 88 z KG 51 i Ju 87 z StG 77 miały stanowić trzon sił atakujących cele naziemne. Samoloty JG 26 również brały udział w akcjach tego dnia. III/JG 26 polecała na wymiatania przed formacją bombowców z KG 2. II/JG 26 i uzyskała kontakt z przeciwnikiem. Podczas powrotu w chmurach zagubiło się wielu pilotów i lądowało następnie awaryjnie na plażach Francji. Swoją akcje wspomina Lt. Karl Borris: Mój Schwarm leciał tuż obok Stabsschwarm. Spostrzegłem 3 samoloty dokładnie pod nami, które zidentyfikowałem jako Hurricany. Kommodore najwyraźniej ich nie widział, gdyż miał wzrok skupiony na większej formacji , która w tej chwili znajdowała się około 3 mile przed nami. Pochyliłem nos i w krótkim czasie lewa maszyna znalazła się w obrębie mojego celownika. Czy pozostałe dwa ruszą za mną? Byłem podekscytowany do granic możliwości. 100 metrów- 70 metrów – Hurricane ze swoją widoczna chodnicą pod kadłubem stawał się coraz większy w moim celowniku. Teraz! Zaczął przechylać się delikatnie w lewo. Spada, od razu w jasnych płomieniach! […] Odchodzę! Rzuciłem samolot w lewo w stronę naszych samolotów. Przede mną  109  wisiała poniżej Hurrican’a prowadząc ogień, ale nie mogła pójść w równie ciasnym zakręcie co przeciwnik. Ślizgiem przeszedłem spodem. 70 metrów – 50 metrów – punkt celowania spotkał się z nosem Tommyego. Wystrzeliłem z wszystkich 4 luf. Trafienia! Gęsty dym z nasady skrzydła, płomienie wystrzeliły z obydwu stron. Odchodzę i spoglądam w tył, Gdzieś pode mną Hurricane strzelał w moim kierunku. Wznoszenie! Tommy nie poszedł za mną, odszedł. Gdzie byli moi kompani? Nic nie widziałem. ((D.Caldwell, JG 26. Top gunns…, s. 38.))
Jak się okazało były to jedyne sukcesy całego JG 26. III/JG 26 osłaniała po południu samoloty ratunkowe i szybkie łodzie tzw. Schnellboty wyruszające z portów Francji. Kolejne dni sierpnia przyniosły podobne zadania. 14 tego miesiąca wszystkie 3 Gruppen eskortowały Ju 87 odnosząc pewne sukcesy dzięki zastosowaniu nowej taktyki. Dwie Gruppen stanowiły osłonę bliską lecącej formacji Stukasów, natomiast trzecia leciała w dalszej odległości od całej formacji. W kolejnych dniach tempo nie spadało i samoloty nadal startowały z wielką częstotliwością. Mądre działanie RAF’u, który nie zawsze dawał się wywabiać w niepotrzebne potyczki przynosiło skutki. Zamierzenia postawione przez Göringa nie były i nie mogły być zrealizowane. Przeciwnik był zbyt silny i zbyt dobrze zorganizowany. Połowa sierpnia przyniosła znaczne opady deszczu co na chwilę zatrzymało intensywne działania. Brak sukcesów zaowocował pierwszymi atakami na pilotów i zarzutami o zbyt mała agresywność. ((Tego typu działania powtórzą się również później. O ile pod koniec wojny, kiedy do lotnictwa myśliwskiego włączano pilotów bombowych po odpowiednim przeszkoleniu można było podejrzewać część lotników o zbyt małą agresywność, to teraz, na początku było to nieco absurdalne. Z drugiej strony jeśli mielibyśmy oceniać pilotów bombowców to przecież byli to ludzie o innych charakterach i nauczenie innego sposobu wojny lotniczej więc konwersja nie mogła być dla nich łatwą. Poza tym morale w 44 roku stało na zupełnie innym poziomie niż podczas Bitwy o Anglię.)) Zaczęły się również pierwsze awanse młodych wyróżniających się oficerów, którzy mieli wydobyć Jagdwaffe z niemocy i swoją agresywnością popchnąć ją do oczekiwanego przez dowództwo zwycięstwa. Dzięki temu stanowisko dowódcy Jagdgeschwader 26 objął wyróżniający się podczas ostatnich miesięcy Adolf Galland.

Na zachodzie bez zmian
Na zwycięstwo było już jednak za późno, a brak konsekwencji w działaniu przypieczętował porażkę Luftwaffe w Bitwie o Anglię. Permanentne utrzymywanie ataków na lotniska Fighter Command mogło przynieść zwycięstwo, ale niezdecydowanie i zmiany celów pogrzebały wszelkie szanse na sukces. Na tym etapie dowództwo jednak jeszcze tego nie wiedziało i kontynuowano ofensywę powietrzną. Koniec końców przez wiele miesięcy na zachodzie nie miało się wiele zmienić.

Przyjście na nowe stanowisko zaowocowała dynamicznymi działaniami Gallanda i według jego własnych słów JG 26 stał się najlepszym oddziałem Luftwaffe: Podzieliłem eskortę na eskortę bezpośrednią, która leci w bezpośredniej bliskości bombowców zazwyczaj z tą sama prędkością, która był zbyt wolna. Była to około 1/3 całkowitej liczby samolotów czyli jedna Gruppe. Oni zostawali z bombowcami i bronili je, nie najlepiej jak było można, ale tak jak chciały tego załogi bombowców. Lepsza jest oddalona eskorta, która pozostaje w zasięgu wzroku bombowców, może przenieść się na jedną stronę i jeśli wypatrzy wroga przejść do ataku. Po walce powinna spróbować odzyskać kontakt z bombowcami i wrócić do formacji. No i wreszcie mamy freie Jagd, kiedy to myśliwce lecą przed bombowcami. W wielu przypadkach była to najskuteczniejsza eskorta. Oczywiście nie była widziana przez bombowce, a załogi bombowców nie ufały tego typu osłonie. Dyskutowałem z jednostkami bomowymi taką taktykę wielokrotnie, ale bezskutecznie. Ciągle narzekali Göringowi, a on ich słuchał. ((D.Caldwell, JG 26 War Diary vol I, s. 61.))
Misje eskortowe stały się codziennością dla Jagdgeschwader 26, a jednostki bombowe nawet preferowały osłonę w wykonaniu Schlagetera z racji dobrych wyników podopiecznych Gallanda w tego typu zadaniach. Tymczasem naczelne dowództwo rozpoczęło zmianę taktyki, kiedy to konsekwencja mogła przynieść znacznie lepsze efekty. Doszło do jednej z bardziej absurdalnych decyzji sztabu. Jedna Staffel miała od teraz być bombową i Bf 109 miał przenosić jedną bombę 250kg. Na razie trwały eksperymenty, ale wprowadzenie pomysłu w życie miało nastąpić niebawem. Göring przejął bezpośrednią kontrolę nad walką i 7 września ogromna jak na możliwości Luftwaffe armada bombowców ruszyła na Londyn. Ta zmiana taktyki pozwoliło złapać oddech wymęczonym oddziału RAF Fighter Command i tak na prawdę przyczyniła się do ocalenia Wysp Brytyjskich. Niemcom brakowało odpowiednich samolotów w odpowiedniej liczbie by skutecznie „zrównać Londyn z ziemią” czego oczekiwałoby dowództwo. Alianci pokazali kilka lat później, że taka taktyka nie przynosi spodziewanych rezultatów nawet przy użyciu znacznie bardziej dostosowanego do tych zadań sprzętu w nieporównywalnie większych ilościach. Najwyraźniej sami zapomnieli, że nalotami ciężko złamać morale zmotywowanego narodu, a zniszczenia nie są takie jak spodziewaliby się sztabowcy. Kolejne dni września przyniosły nowe loty nad Londyn, a w szczególności na doki i instalacje portowe. Nie zawsze dochodziło do kontaktu z angielskimi obrońcami. Napięcie na szczytach Luftwaffe stawało się coraz większe, a pretensje w stosunku do pilotów myśliwskich narastały. To właśnie w tym okresie Galland miał poprosić w akcie desperacji o Spitfire’y. Wielkie formacje myśliwskie lecące na wymiatanie przestały być groźne i RAF przestał reagować w zdecydowany sposób na tego typu akcje. Październik to już schyłek całej operacji. Przygotowana do Blitzkriegu Luftwaffe nie podołała zadaniu, do którego nie była przewidziana. Bohaterska walka pilotów myśliwskich wśród których znacząca liczbę stanowili Polacy pomogła ocalić Wyspy Brytyjskie. W październiku do głosu coraz częściej zaczęła dochodzić pogoda, która determinowała działania wszystkich jednostek lotniczych. Zauważalne stało się również zmęczenie pilotów obciążonych zbyt duża liczbą lotów co niewątpliwie mogło mieć wpływ na obniżenie skuteczności.

Idzie zima
Listopad przyniósł dalsze pogorszenie pogody, choć loty były kontynuowane. Zasadniczym typem misji było nadal wymiatanie oraz osłona formacji bombowców. Do akcji wróciły Sztukasy z równie marnym skutkiem jak to miało miejsce w sierpniu. Upływający czas pozwolił Fighter Comand na zregenerowanie sił i stały wzrost liczebności jednostek. Dla Niemców sytuacja zaczęła być coraz trudniejsza. Część jednostek Jafu 2 odleciało do baz w Niemczech, gdzie miały spędzić zimę. Grudzień to kolejne loty na wymiatanie oraz osłona Messerschmittów w wersji Jabo. Misje prowadzone były z rożnym szczęściem.
W nowym roku RAF przeprowadził pierwszą ofensywną misję myśliwców od 6 miesięcy.  Był to ewidentny sygnał, że Fighter Command odbudowało się już po trudnym okresie walki o Anglię. Z pewnością mniejsza aktywność wynikająca z pory roku oraz mniejsza liczba jednostek niemieckich zaangażowanych w walki również przyspieszyła rozwój sytuacji na korzyść lotnictwa brytyjskiego. Niemcy musieli przesunąć samoloty na polowe lotniska nad kanałem z których wycofali się uprzednio ze względu na fatalne warunki pogodowe, by móc odpowiednio wcześnie reagować na ofensywne akcje Anglików. Zaczęły się pierwsze akcje typu Rhubarb polegające na atakowaniu parą samolotów celów naziemnych. W akcjach tych uczestniczyły również polskie jednostki. Zima przyniosła nieśmiałe dzienne ataki Bombeer Command. W międzyczasie 7 Staffel została oddelegowana do wsparcia kampanii w Afryce, gdzie odniosła pewne sukcesy. W lutym 1941 cały pułk został wysłany na urlop, a zadania nad kanałem przejął JG 51. Był to ostatni urlop całego JG 26 w tej wojnie.

Zmiany, zmiany, zmiany
Po powrocie z urlopu doszło do kilku istotnych zmian. Przede wszystkim powiększono do dwóch Staffel jednostkę uzupełnieniową – Erganzungsstaffel i tym samym przemianowano ja na Erganzungsgruppe w sile dwóch Staffel. Do jednostek w marcu zaczęły również napływać nowy model Messerschmitta – Bf 109 F-2. Ważniejszym jednak był wkład jaki żołnierze JG 26 włożyli w dopracowanie konstrukcji Fw 190. Bez ich pomocy cały projekt w pewnym momencie dosłownie wisiał na włosku.
W marcu z rajdów oceanicznych wróciły niemieckie jednostki Kriegsmarine i tym samym znalazły się na celowniku RAFu, który nie mógł przepuścić okazji do zbombardowania kolosów zakotwiczonych we francuskich portach. W konsekwencji zadania JG 26 powiększyły się o osłonę okrętów. RAF w kwietniu sukcesywnie wysyłał bombowce i samoloty zwiadowcze nad kotwicowiska celem ostatecznej eliminacji okrętów i z nimi głównie musiały mierzyć się samoloty z Jagdgeschwader 26.
W maju doszło do słynnego lotu Rudolfa Hessa. JG 26 na polecenie kancelarii marszałka wysłała w trybie alarmowym dwa samoloty na przechwycenie, ale nie odniosły one sukcesu. Pod koniec maja natomiast samoloty JG 26 wystartowały na zachód i zagłębiły się 100 mil w głąb morza by stanowić parasol ochrony dla zbliżającego się Bismarcka. Skuteczna akcja Royal Navy doprowadziła do zatopienia okrętu i zawrócenia samolotów.
W czerwcu nastąpił ponowny transfer nad brzeg kanału, na polowe lotniska. Ciemne chmury nad wschodem zbierały się w szybkim tempie i spora cześć jednostek myśliwskich została wycofana by wziąć udział w ataku na ZSRR. Tymczasem nad kanałem Brytyjczycy próbowali coraz to nowej taktyki. Jedną z nich był tzw. Circus – mała grupa bombowców stanowiąca przynętę i osłaniana przez silne siły myśliwskie. Niewielki komponent bombowców stał się koniecznością, gdyż znaczna część akcji nazywanych Rodeo, które polegały na lotach na wymiatanie silnych sił myśliwskich była po prostu ignorowana przez kontrolerów Luftwaffe. Pomimo zastosowania Circusów wiele się nie zmieniło. Niemcy dalej atakowali w wybranym przez siebie momencie korzystając z przewagi Messerschmittów w nurkowaniu i wznoszeniu. Obowiązywała zasada jeden atak i odchodzimy. Podczas walki kołowej Spitfire V stanowił zbyt duże zagrożenie z racji lepszych parametrów w tego typu starciach. Dla pilotów JG 26 rozpoczynał się najbardziej owocny w zestrzelenia okres. Sukcesów które odnieśli tego lata nie powtórzyli już nigdy. RAF wprowadził tzw. Non Stop Offensiv – trwająca bez przerwy ofensywę. Co ciekawe Circusy rozrastały się do coraz większych rozmiarów by móc ochronić lecące jako przynęta Blenheimy. Walka z liczącą nawet 240 samolotów myśliwskich formacją była bezcelowa i Jagdgeschwader 26 zazwyczaj startował w sile zaledwie jednej Gruppe, a plan ataku był niezmiennie prosty. Atak od strony słońca na wybrany element wrogiej formacji stanowiący w aktualnie zaistniałej sytuacji taktycznej najłatwiejszą ofiarę. Niewątpliwie jedną z przyczyn sukcesu jednostki było umiejętne dowodzenie przez Gallanda i rotacyjny system w którym pod swoim okiem miał co jakiś czas inną Staffel by móc ją doszkalać.
22 czerwca rozpoczęła się ofensywa na wschodzie. Zachodniej flanki okupowanej Europy nadal broniły tylko dwa pułki: JG 2 i JG 26. Nic w tej materii nie miało się przez dłuższy czas zmienić. Brytyjskie ataki odciążające Rosjan nie doprowadziły do powrotu poważniejszych sił myśliwskich na zachód. Straty ponoszone przez RAF były dwa razy większe niż te ponoszone przez JG 2 i JG 26. W lipcu do walki wprowadzono pierwszy czterosilnikowy bombowiec RAFu. Samoloty Short Stirling uczestniczyły 5 lipca w akcji Circus nr 33. Efekty ich użycia były jednak mizerne i Bomber Command przeforsowało wycofanie tychże samolotów z dziennych operacji. Do łask wróciły przestarzałe Blenheimy.


Opublikowano

w

przez