Mocne strony Burów w relacjach Churchilla

Streszczenie Summary
Hasła indeksowe Key Words

W poprzednich artykułach zostało już wspomniana dzielność Burów. Był to jeden z pozytywnych aspektów oceny tego narodu przez Anglików, a w szczególności Winstona Churchilla. O ile wcześniej wyczuwaliśmy nutkę ironii w tych stwierdzeniach, o tyle w tym tekście zajmiemy się wyszukaniem mocnych stron Burów. Tych które budziły zarówno niepokój, jak i podziw u wroga.

I tak już na początku podróży Winstona Churchilla do Afryki Południowej (w połowie października) miała miejsce sytuacja pokazująca jednak ukrytą niepewność, jaka w podświadomości Brytyjczyków istniała w obliczu wojny burskiej. Jednocześnie stanowiła swoisty paradoks psychologiczny – z jednej strony bezkresną wiarę we własne siły, z drugiej zaś niepewność przyszłości. Chodzi o zajście na statku „Dunottar Castle”, którym Churchill udawał się do Południowej Afryki. Mijając na morzu jeden ze statków płynących właśnie w przeciwnym kierunku załoga „Dunottar Castle” ujrzała napis:

„BUROWIE POKONANI
TRZY BITWY
PENN SYMONS ZABITY”.

Generał William Penn-Symons był brytyjskim generałem, którego jednostka stacjonowała w Natalu. Trzeba zaznaczyć, iż z jednostką nie byle jaką. Składały się na nią brygada piechoty, pułk kawalerii i dwie baterie artylerii. Aczkolwiek Penn-Symons jak niemal wszyscy ludzie odpowiedzialni za prowadzenie wojny, zupełnie zlekceważył przeciwnika. Generał zapomniał lub uznał za niepotrzebne umocnienie swoich pozycji, nie zadbał o zajęcie taktycznie lepszych pozycji (wzgórza nad Dundee w północnym Natalu), zupełnie nie pomyślał o patrolowaniu obszaru wokół zajętej pozycji, co jak informuje nas kolejne źródło autorstwa T.F.Cartera pt. „A Narrative of the Boer War” doskonale w instynkcie militarnym zakorzenione mieli Burowie (( T.F.Carter, A Narrative of the Boer War, London, 1900, s.149.)). Nie mówiąc już nawet o przekonaniu, że nie można Penna-Symonsa niczym zaskoczyć. Stało się dokładnie na odwrót. 20 października 1899 roku licząca niespełna 3000 ludzi jednostka, a raczej zgrupowanie dowodzone przez Lucasa Meyersa zaskoczyło Brytyjczyków i zajęło wzgórze Talana. Ostatecznie moc angielskiej broni dała radę wojowniczym Burom, ale Penn-Symons odniósł pyrrusowe zwycięstwo. Mimo wyparcia wroga, nie rozbił kolumny burskiej, a poniesione przez niego straty znacznie przewyższały uszczerbki w szeregach burskich (250 zabitych i rannych oraz ok. 250 jeńców, wobec 140 zabitych i rannych Burów). Wśród poległych znalazł się także sam Penn-Symons (pod Talana Hill), niejako ofiara własnych błędów. Zdaniem Leśniewskiego Burowie mogli pokusić się o zwycięstwo, a nie stało się tak tylko z powodu ślamazarnych ruchów ofensywnych i opieszałości dowodzącego. ((M.Leśniewski, Wojna burska 1899-1902. Geneza, przebieg i międzynarodowe uwarunkowania, s. 75.))

Na pokładzie „Dunottar Castle” wiadomość wywołała poruszenie. Oczywiście pasażerowie nie mogli wiedzieć jak przebiegały bitwy i że formalnie te triumfy były w zasadzie porażkami Wielkiej Brytanii. Ich pokłosiem było wycofanie się jednostki generała Jamesa Yule (następcy Penna-Symonsa) z Dundee do Ladysmith. A jaki był schemat myślenia autora wspomnień, zobaczmy poniżej:

„Czyli zatem doszło do walk, mało tego do bitew! I zginął w nich brytyjski generał! Czyli musiało być całkiem ostro. W takim razie wykluczone, aby Burowie mieli jeszcze siły do dalszej walki. Czy to możliwe, aby po trzech przegranych bitwach ciągnęli dalej tę z góry skazaną na porażkę kampanię?” ((W.Churchill, Moja…, s. 181.))

Widzimy zatem wyraźnie jaki był psychologiczny obraz Burów w oczach Churchilla. Z jednej strony dzielni, a nawet zuchwali politycy, z drugiej błędni rycerze, walczący z wiatrakami, którzy w stawiający porywie szaleństwa czoła największemu mocarstwu ówczesnego świata wiedząc, że ta krucjata z góry skazana jest na niepowodzenie. Wątpliwe aby właśnie taki przekonanie istniało w świadomości Burów. Im również nieobca była wspominana już przestroga o tym, iż do wojny dochodzi, bo obie strony są pewne zwycięstwa.
Niezłomność Burów i ich hart ducha jeszcze bardziej wywoływały niepewność wśród Brytyjczyków. Nie do końca dawali wiary komunikatowi, który został im przekazany. „Zajęłoby dziesięć minut, by zatrzymać ten statek i wszystkiego dokładnie się dowiedzieć. Wtedy wszyscy wiedzielibyśmy na czym stoimy” ((Tamże, s. 182.)) – czytamy we wspomnieniach Churchilla.

Mocne strony Burów opierały się na efekcie psychologicznym. Ludzie obawiają się tego, czego nie znają. Siły burskie nie były dokładnie zlustrowane przez angielski zwiad. Burów Lekceważyło ich Ministerstwo Wojny w Londynie, podobnie jak Penn-Symons na polu bitwy. Opierano się na skojarzeniach: Bur = farmer, a taki widłami wyrządzi mniej szkody regularnym oddziałom, niż te jemu.

Jeśli chodzi o charakterystykę Burów kolejną ich mocną stroną były spryt i pomysłowość. Nie posiadali takich zapasów broni czy amunicji, a także pociągów pancernych, którymi w solidnej liczbie dysponowali w Afryce Południowej Brytyjczycy. „pociąg pancerny – pisze o tym Churchill- robi wrażenie czegoś niezwykle potężnego i niezdobytego” ((Tamże s. 186.)). Za przykład potwierdzający pomysłowość potomków osadników holenderskich posłuży nam historia z właśnie trasy kolejowej z 15 listopada 1899 roku. Pociąg pancerny udawał się z Estcourt w kierunku Colenso dokonać rozeznania w terenie. Nie napotkał żadnego oporu, aż do stacji w Chieveley (ok. 14 mil ≈ 22km od Estcourt). Tam sytuacja się nieco zmieniła:

„Natychmiast zobaczyliśmy na wzgórzu pomiędzy nami a domami (…) grupę zbliżających się ku nam postaci. Nie ulegało wątpliwości, że są to Burowie i że znajdują się za nami. Co oni tam robią z linią kolejową? Natychmiast ruszyliśmy w drogę powrotną (…) Właśnie odwracałem się do Haldane’a [kapitan armii brytyjskiej], by zasugerować mu wysłanie kogoś do maszynisty z rozkazem zmniejszenia prędkości, kiedy nagle zatrzęsło nami potężnie i wszyscy runęliśmy na podłogę wagonu. Pociąg pancerny pędzący co najmniej czterdzieści mil na godzinę [≈65 km/h] wykoleił się na jakieś przeszkodzie lub uszkodzeniu torów” (( Tamże s. 187.)) .

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że wykolejenie pociągu w takiej sytuacji nie byłoby niczym zaskakującym, a tylko jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Sęk w tym, że „grupa postaci” (choć to pojęcie bliżej niezdefiniowane, to wnioskować można, iż nie mogło być ich zbyt wielu) jak określił ich Churchill dała radę unicestwić i wziąć do niewoli jadące w sześciu wagonach pociągu pancernego: kompanię Dublińskich Fizylierów, kompanię Lekkiej Piechoty Durbańskiej, grupę marynarzy z okrętu „H.M.S. Terrible” oraz sześciofuntowe działo okrętowe z tejże jednostki pływającej. To musiało budzić respekt, którym wcześniej Anglicy nie darzyli swoich wrogów. Z drugiej strony w jednym z artykułów z 19 listopada 1899 roku (opublikowanego 1 stycznia 1900 na łamach Morning Post) czytamy: „Kiedy dotarliśmy do stacji Chieveley widziałem setkę Burów na koniach udających się w kierunku południowym (…)” (( Winston S. Churchill, War Correspondent, Exeter 1992, pod red. Fredericka Woodsa, s. 183.)). Obie relacje dotyczą tego samego wydarzenia. Poniekąd można stwierdzić, iż wspomniana już „grupa postaci” była ową „setką Burów na koniach”. Jednak możemy zwietrzyć symptomy propagandy. Churchill nie mógł przecież przyznać się otwarcie w prasie, że pociąg pancerny z dość znaczną liczbą żołnierzy brytyjskich został wykolejony przez „grupkę postaci”, Burów-farmerów, z którymi przecież tak łatwo Anglicy mieli sobie poradzić. Widząc takie zdanie na łamach poczytnego dziennika jego rodacy uznaliby swoich żołnierzy za niezdarnych.