infolotnicze.pl

Karl Marlantes – „Matterhorn” – recenzja

Wojna w Wietnamie nie jest popularnym tematem w literaturze polskojęzycznej. Z wiadomych względów na półkach księgarń pod działem historia, bądź powieści historyczne najwięcej jest prac podejmujących problem II wojny światowej. Literatury dotyczącej innych konfliktów jest znacznie mniej. Dlatego z przyjemnością sięgam po każdą beletrystykę dotyczącą konfliktu wietnamskiego, który nie jest specjalnie popularny. Do powieści wydanych w języku polskim, do których udało mi się dotrzeć do tej pory: Robert Mason – „Powiedz że się boisz”, Edward B. Atkeson – „Trzy wojny”, Philipp Jennings – „Wietnamski łącznik” oraz James Webb „Pola w ogniu”, dołączyła wydana w 2012 roku nakładem wydawnictwa Sonia Draga książka autorstwa Karla Marlantesa „Matterhorn”. Już na pierwszy rzut oka prezentuje się ciekawie. Twarda oprawa, prawie 700 stron tekstu. Autor był uczestnikiem wojny w Wietnamie jako żołnierz piechoty morskiej. Zapowiada się więc interesująco.

Historia opowiada o dziejach kompani Bravo stacjonującej w pobliżu granicy z Laosem. Głównym bohaterem jest młody porucznik Mellas, który dopiero przyjechał do Wietnamu. Jest pełen chęci do zdobywania odznaczeń, które mają mu pomóc w karierze. Wojna jednak zweryfikowała jego marzenia. Autor pokazuje nam drogę, jaką przechodzi główny bohater: od nieopierzonego nowicjusza po doświadczonego żołnierza. Jest to dość typowy zabieg, znany zarówno z filmów jak i książek wojennych. Bohaterowie są dobrze nakreśleni, można się z nimi utożsamiać. Sama akcja jest typowo wojenna: kompania raz szykuje się do obrony, potem siedzi w koszarach, musi nacierać bez wsparcia i bez zaopatrzenia. Dowódcą ich batalionu jest ograniczony pułkownik, który wydając rozkazy ze sztabu nie zdaje sobie sprawy, w jakiej sytuacji są szeregowi żołnierze. Tak więc akcja jest typowa dla niemalże każdej książki wojennej.

To co odróżnia książkę Marlantesa od innych czytanych przeze mnie powieści o Wietnamie, to wielka dbałość o szczegóły militarne. Autor posługuje się pojęciami językowymi typowymi dla żołnierzy marines. Na końcu zamieszczono słownik pojęć wojskowych zawartych w książce. Jest to wielki plus tego dzieła. Pojęcia są różne, od nazw sprzętu po małe otwieracze do konserw tzw. „John Wayne”.

Ważnym motywem w książce są poruszane problemy społeczne. W jednostce mają miejsce przykłady rasizmu i segregacji rasowej. Czarnoskórzy żołnierze wspomagają ruch „Czarnych Panter” w USA, „gubiąc” broń w czasie akcji i wysyłając ją do kraju. Pojawiają się również wątki niechęci do przełożonych wraz z zamachami na ich życie, co zdarzało się w czasie tego konfliktu. Opisy życia żołnierskiego są wierne i czuje się, że autor przeżył i słyszał podobne historie: marines upijają się, zażywają narkotyki, cierpią na choroby stresowe, dezynterię narzekają na wrzody, głód, pragnienie, pijawki etc. Obraz przedstawiony przez Marlantesa daleki jest od idealnych widoków pokazywanych w niektórych filmach wojennych. Dodaje to dużej wartości tej książce, gdyż można sobie jeszcze lepiej wyobrazić trud i problemy z jakimi stykali się żołnierze w Wietnamie. Dodatkowo porównując żołnierzy walczących w polu do sztabowców widać różnice w postrzeganiu przez nich świata, nieliczenie się z jednostkami na poziomie sztabowym, jak i problemy biurokracji. Najważniejszą wartością dla żołnierzy w książce są oczywiście przyjaciele, dla których są gotowi walczyć i oddać życie, a nie cele taktyczne, które wyznacza im dowódca. Jest to częsty motyw w książkach opisujących jakikolwiek konflikt, gdyż taka jest natura wojny. Tworzy najmocniejsze przyjaźnie, silniejsze niż strach.

Podsumowując, „Matterhorn” jest jedną z lepszych powieści wojennych, które czytałem. Dobrze odwzorowuje życie wojnę w Wietnamie, czuć że autor przeżył ten konflikt. Jednak im dłużej zagłębiamy się w książkę, wydaje się ona nie porywać tak jak przez pierwsze 200 stron. Później niektóre wątki zaczynają się powtarzać. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się dobrze i warto po nią sięgnąć. Zwłaszcza czytelnicy interesujący się wojną w Wietnamie będą z niej zadowoleni.

Piotr Piss


Opublikowano

w

przez