Wspomnienie z Air Show 1991, czyli początki lotniczej pasji

Poznań, dawna siedziba Dowództwa Wojsk Lotniczych, miał okazję stać się pierwszym polskim miastem, do którego zawitał Latający Cyrk w postaci widowiskowych, międzynarodowych pokazów lotniczych znanych lepiej jako Air Show. Piszący te słowa miał wówczas ledwie siedem lat i choć awiacja pociągała go, to zakochał się w niej dopiero właśnie w 1991 roku.

Po dekadach, gdy nad Polską zobaczyć można było tylko samoloty państw Układu Warszawskiego biorące udział w kolejnych manewrach, wizja ujrzenia wojskowego sprzętu latającego z całego świata, powodowała gigantyczne zainteresowanie nie tylko wśród entuzjastów lotnictwa, ale i u wszystkich, dla których to, co zachodnie, co światowe, niosło posmak luksusu, pożądania, wytęsknionego dobrobytu.

International Air Show zaplanowano na dni 23-25 sierpnia 1991 roku na lotnisku Ławica. Kluczowym dniem podniebnych akrobacji miała być niedziela 25 sierpnia. Wcześniej można było obejrzeć maszyny na wystawie statycznej.

Pamiętam, jak dziś te pełne ekscytacji rozmowy dorosłych, co przyleci, kto przyleci, co można zobaczyć, jak dojechać, gdzie najlepiej się ustawić, jak kupić bilety. W lokalnych mediach (a trzeba pamiętać, że rynek prasy wyglądał inaczej, niż dziś i w samym Poznaniu ukazywały się więcej, niż dwa dzienniki) aż huczało od zwiastunów, wywiadów oraz zapowiedzi. I z jaką skrupulatnością się te dodatki oraz wycinki prasowe zbierało!

Przyznać trzeba, że wachlarz anonsowanych samolotów prezentował się imponująco. Oprócz tego, co znajdowało się na uzbrojeniu polskich Wojsk Lotniczych, zaproszono maszyny ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Rosji.

Tego pamiętnego sierpnia na Ławicę przyleciały z Polski: Mi-2, PZL-Kania, PZL W-3 Sokół, PZL-M18 Dromader, An-2, An-24, Zlin Z-50, PZL-104 Wilga, PZL-M26 Iskierka, Mi-8, Mi-14, Mi-24, TS-11 Iskra, PZL-130 Orlik, PZL I-22 Iryda, MiG-21, MiG-23, Su-20, Su-22, MiG-29. Z pewnością były też szybowce, ale ich nie ujął już nikt w pamiątkowym programie, ani prasowych relacjach znajdujących się wciąż w mojej archiwalnej teczce. Wydaje mi się, że pojawił się też zakupiony przez polski rząd śmigłowiec Bell 412, ale nigdzie tej informacji nie mogę zweryfikować…

Goście zagraniczni pokazali się również przepięknie. Były i transportowe C-130, C-160, i amerykańskie F-15 oraz F-16, brytyjski Panavia Tornado, francuskie Mirage 2000, no i wreszcie: rosyjski Su-27. Z zapowiedzianych nie pojawił się jedynie Hawker Siddeley Harrier, a także śmigłowiec AH-64, popularny Apache.

Wieczór poprzedzający dzień pokazów, na płycie lotniska spory tłum ciekawskich, którzy chcieli obejrzeć, sfotografować przybyłe statki powietrzne. Największe grupy były oczywiście przy samolotach amerykańskich. Zwłaszcza, że część z nich przyleciała świeżo po operacji Pustynna Burza. Jakże imponowały te ich lotnicze kurtki i kombinezony, znane dotąd jedynie z hollywoodzkich filmów! Ogromnym zainteresowaniem cieszył się też wielki Hercules, w którego luku zorganizowano… kino.

W niedzielę, 25 sierpnia 1991 roku Ławica przeżywała istne oblężenie. Od rana ulicą Bukowską ciągnęły istne pielgrzymki, a długie kolejki ustawiały się przy wejściowych bramach. A po wejściu… sam teren pokazów prezentował się imponująco. Piękne, słoneczne niebo, na płycie liczne samoloty, cała masa stoisk oferujących pamiątki, książki, modele do sklejania…

Zaczęło się od szybowców, od skoków spadochronowych, od musztry orkiestry Wojsk Lotniczych, od demonstracji lekkich sportowych samolotów. Po nich wszyscy zadzierali głowy w górę patrząc na śmigłowce, z dumą naszego przemysłu, Sokołem na czele. Pierwsze mocne wejścia to tak naprawdę akrobacje przyszłych radomskich Iskier, no i oszałamiający pokaz czterech Mi-24 z 56. Pułku Śmigłowców Bojowych. Serce rosło, wszakże to polscy piloci w śmiercionośnych, ciężkich helikopterach dali popis umiejętności swoich oraz zdolności ich maszyn. Nie można zapomnieć też o Irydzie, nadziei mieleckich zakładów lotniczych… Jak wszyscy ją oklaskiwali, jak wszyscy widzieli w niej następcę wysłużonych Iskier. Pomyśleć, że dziś tego następcy wciąż nie ma… Podziwialiśmy też MiGi-23, wyróżniające się zmienną geometrią skrzydeł, Su-22 (zwłaszcza efektowny pokaz odpalania ładunków oświetlających) no i nowoczesne MiGi-29, uderzeniową pięść polskich sił powietrznych.

O ile samoloty znajdujące się na uzbrojeniu rodzimego lotnictwa budziły zainteresowanie, o tyle zagraniczne konstrukcje wprawiały widzów w prawdziwą ekstazę. Robiliśmy wielkie oczy patrząc na amerykańskie F-16 i potężnego F-15. Francuzi, których w sumie pięć Mirage 2000 zrobili naprawdę niezapomniane show, nie tylko dzięki charakterystycznej sylwetce układu skrzydeł Delta, ale też dzięki wyjątkowo trudnym figurom. Piękne, rasowe Tornado Royal Air Force ryczało na niskim pułapie, demonstrując zmienną geometrię skrzydeł. Najlepiej jednak zapamiętałem (jak chyba większość widzów) rosyjskiego Niedźwiedzia, myśliwiec Su-27. Cóż jego pilot wyprawiał! Dalekie to było od obowiązujących dziś norm bezpieczeństwa, ale huk silników AL-31F dał się słyszeć nawet na poznańskim Starym Mieście, a bijące z dysz gorąco można było poczuć na twarzach. Ziemia drżała, no i… wielu, tak, jak i ja, zakochiwało się w lotnictwie.

Dziś po International Air Show Poznań 1991 pozostał pamiątkowy folder, odznaka, prasowe wycinki. Mam też starą kasetę VHS, wielokrotnie oglądaną, już słabej jakości. Nagrany na niej materiał to telewizyjna relacja z pokazów. No i jest zdjęcie. Zdjęcie z amerykańskim pilotem na tle F-16. Pamiątka na całe życie. Pamiątka z wydarzenia, które było początkiem rozwijanej i żywej do dziś pasji.

Michał Różyński