Dywizjon X to jedna z tych książek, które na długo zapadają w pamięci.
Książka wydana nakładem Bellony stanowi wręcz obowiązkową pozycję każdego pasjonata lotnictwa z okresu II wojny światowej. Książka pisana przez wojskowego, ale bez wojskowych naleciałości, językiem żywym i barwnym co z pewnością stawiało przed tłumaczem spore wyzwanie by wiernie oddać oryginał. Gibson należał do tych nielicznych którzy zaliczyli w swojej karierze ponad sto lotów bojowych. Latając głównie na bombowcach gdzie potrzebne były stalowe nerwy, a wytchnienie przychodziło nie po wielu minutach jak w jednostkach myśliwskich, a po wielu godzinach umiał jakoś przetrwać. Może sam opis lotów na czterosilnikowcach jest jak jeden z wielu, ale Gibson na pewno nie był jednym z wielu. Słynny rajd na niemieckie tamy wykonany na niskim pułapie na zawsze zapisał się złotymi zgłoskami w historii lotnictwa. Co prawda nie przyniósł oczekiwanych efektów, ale pokazał, że można próbować wygrać wojnę inaczej niż wysyłając bombowce w luźnym strumieniu. Koncentracja na wybranych kluczowych elementach, tzw. środku ciężkości przeciwnika była i jest istotna w walce powietrznej. Znalezienie takich punktów i skuteczne ich wyeliminowanie znacząco wpływa na pomyślne zakończenie konfliktu. Tamy w zagłębiu Ruhry były jednym z takich punktów podobnie jak fabryki łożysk, czy też zakłady petrochemiczne. We wspomnieniach uderzają żywe opisy choćby z zastosowania nowej taktyki, czy też nowego uzbrojenia. Cały tekst czyta się z wielką przyjemnością i w pewnym sensie zaczyna nam się wydawać, że on nie mógł zginąć, ale stało się inaczej. Zginął jak lotnik- w samolocie podczas lotu bojowego. Dywizjon X to niemal 400 stron barwnych opisów i niesamowitych „przygód” który powinien zagościć na półce „lotnika”. Gorąco polecam.